Prawo do niedoskonałosci

Inżynieria akwarelowa- miejsce, gdzie znajdziesz wszystkie odpowiedzi na nurtujące cię pytania

back to overview
Prawo do niedoskonałosci

Prawo do bycia niedoskonałym – akwarelowe rozważania

Wzięło mnie ostatnio na rozmyślania – a powód był banalny.

Ot, niewinna uwaga odnośnie mojego ukochanego pędzla (z historią oczywiście!) którego używałam przy ostatnich nagraniach- „No wszystko super, ale czy on musi być taki obdarty?”

Przyznam, że w pierwszej chwili to praktycznie zamarłam- bo tak właściwie to ja nawet nie miałam świadomości, że z nim jest coś nie tak i kogoś może razić. Dla mnie to po prostu pędzel za który łapałam najczęściej- z czego zresztą wynika jego stan (oraz ze starcia z Kocillą która go dopadła 2 czy 3 razy)

A tutaj nagle słyszę niezależną opinię, że ten pędzel nie powinien być już pokazywany bo odwraca uwagę od clue nagrania. Należy pokazywać ładne pędzle, nieobite i niezużyte.

I  w tym momencie w głowie zaczęły mi się obracać trybiki… Oraz przyspieszać z zawrotną prędkością.

Gdzie znajduje się granica pomiędzy prawdą i realnym życiem, a oczekiwaniami internautów i tworzeniem dla nich swego rodzaju iluzji doskonałości?

Perfekcja kusi.
W epoce wyretuszowanych zdjęć, starannie skrojonych narracji i niekończącego się dążenia do doskonałości łatwo uwierzyć, że błąd, niepewność czy chwilowa słabość to oznaki porażki. Jednak w świecie sztuki, a zwłaszcza w technice akwareli, to właśnie niedoskonałość stanowi największą wartość. Czy nie jest tak również w życiu? Czy nie powinniśmy pozwolić sobie na więcej luzu, spontaniczności i swobody w byciu sobą?

Czy warto zakłamywać rzeczywistość tylko po to, aby ulegać wszechobecnej presji pokazywania tylko ładnych rzeczy które nie powodują dyskomfortu? Co zatem z realnym życiem, które z filmami z Instagrama niewiele ma wspólnego?


Akwarela – sztuka kontrolowanej nieprzewidywalności

Akwarela jest kapryśna. Plama farby rozlana na wilgotnym papierze biegnie tam, gdzie chce, niekoniecznie tam, gdzie planował artysta. Pigmenty mieszają się w sposób nieprzewidywalny, krawędzie rozmywają się, a kolory przenikają w siebie, tworząc delikatne przejścia. Mistrz akwareli nie walczy z tym zjawiskiem – on je akceptuje, wykorzystuje i oswaja.

Podobnie jest z człowiekiem. Gdy próbujemy kontrolować każdą sytuację, unikać błędów i dopracować wszystko w najdrobniejszych szczegółach, często tracimy spontaniczność, radość i prawdziwość.
W sztuce życia, jak w akwareli, warto zostawić miejsce na przypadek. Oraz na niedoskonałość. Nie oznacza to, że powinniśmy żyć bez planu, ale raczej że warto pozwolić sobie na elastyczność i otwartość wobec niespodziewanych zmian. A także na nieuleganie presji.

Tak przynajmniej mówi teoria.
Ale czy sprawa rzeczywiście jest tak prosta?



Perfekcjonizm a wewnętrzne napięcie


Dążenie do doskonałości często wiąże się z napięciem i lękiem przed porażką. Perfekcjonista nie cieszy się procesem – skupia się na osiągnięciu ideału, który w rzeczywistości nie istnieje. Praca go wcale nie napędza i nie daje satysfakcji- a dołuje i powoduje kryzysy częściej niż wzloty. Robi coś niejednokrotnie walcząc z samym sobą by zacząć- a potem i tak nadchodzi nieuchronne rozczarowanie.

Sztucznie wykreowany idealny świat mediów społecznościowych tylko pogłębia tę niepewność oraz dysonans.

Perfekcjonista widząc wyidealizowaną rzeczywistość jeszcze głębiej pakuje w siebie przekonanie, że skoro inni mogli dać radę i zrobić- to on też da ! Problem w tym, że często to co widzi jest skutkiem pracy nie jednej osoby, a całego sztabu.  W dodatku pokazanym od jak najlepszej strony i wyretuszowanym.

A człowiek bierze to do siebie, cierpi i wali głową w szklany mur…


Nieudane prace – świadectwo drogi artysty

Każdy artysta ma w swojej pracowni stosy nieudanych szkiców, rozmytych obrazów i kompozycji, które nie wyszły tak, jak planował. W technice akwareli szczególnie łatwo o „pomyłki” – plamy rozlewające się w niekontrolowany sposób, zbyt ciemne cienie, zbyt rozmyte kształty. Ale czy naprawdę można mówić o błędzie w sztuce, która z natury jest płynna i nieprzewidywalna?

Nieudane prace są częścią procesu twórczego. To one prowadzą do odkryć, to dzięki nim uczymy się na własnych doświadczeniach. W życiu jest podobnie – błędy, porażki i potknięcia stanowią fundament naszego rozwoju. Bez nich nie byłoby postępu, a droga do mistrzostwa pozostałaby zamknięta.

Nie jest łatwo zrozumieć tę zależność kiedy tkwi się z pędzlem nad czymś, co miało być banalnie proste – albo wręcz przeciwnie- miało być dziełem życia ! A tymczasem  rzeczywistość zweryfikowała plany i artysta może to co najwyżej określić jednym słowem: gniot!



Instagram i kult doskonałości


Media społecznościowe, zwłaszcza Instagram, stały się narzędziem do kreowania wyidealizowanej rzeczywistości. Widzimy tam tylko dopracowane obrazy, starannie wystylizowane kadry, perfekcyjne kompozycje. Ludzie pokazują efekt końcowy, ale rzadko proces – te momenty, gdy coś się nie udaje, gdy obraz się rozpływa, gdy farba nie schnie tak, jak powinna.

Kult doskonałości, który wykreowały media społecznościowe, wpływa na nasze postrzeganie rzeczywistości. Wydaje nam się, że wszyscy wokół są utalentowani, piękni, doskonali – a my jedyni zmagamy się z problemami, błędami, niepewnością. Tymczasem prawdziwa sztuka, jak i prawdziwe życie, to także frustracja, poprawki, nieudane próby.
Jak w tym świecie znaleźć miejsce na autentyczność? Kluczem jest zmiana narracji. Może warto podzielić się czasem nie tylko perfekcyjnym dziełem, ale i procesem jego powstawania? Może zamiast filtrowanych zdjęć pokazać swoje stare, niedokończone prace, zaplątane włosy na pędzlach, pobrudzone palce? Może zamiast ścigać się o polubienia, skupić się na wartości, jaką dają nam same działania twórcze?

Odejście od oczekiwań internautów nie jest łatwe, ale możliwe. Warto przestać dostosowywać się do cudzych standardów i zacząć tworzyć zgodnie ze swoim wewnętrznym rytmem. Być może warto czasem celowo opublikować coś nieperfekcyjnego, podzielić się porażką, pokazać etap pracy – nie po to, by szukać akceptacji, ale by odzyskać własną swobodę i radość z tworzenia.

By zyskać prawo do autentyczności.

Media społecznościowe stały się nieodłącznym elementem życia artystów. Z jednej strony dają im możliwość dotarcia do szerokiego grona odbiorców, budowania społeczności i dzielenia się swoją twórczością. Z drugiej – tworzą presję, która potrafi wypaczyć sam proces twórczy i zmienić sztukę w produkt dostosowany do algorytmów.


Presja na doskonałość i efektywność

Instagram, TikTok i inne platformy nagradzają regularność i estetykę. Artysta, który chce zaistnieć w sieci, musi nie tylko tworzyć, ale także dbać o atrakcyjność swoich publikacji. Piękne, dobrze oświetlone zdjęcia prac, starannie zmontowane filmy z procesu twórczego i spójny wizualnie profil stają się niemal tak samo ważne, jak samo dzieło.
W tym kontekście trudno znaleźć miejsce na błędy, niedoskonałości czy eksperymenty. Akwarelowe plamy, przypadkowe zacieki, próby, które nie wyszły – wszystko to rzadko trafia na profile artystów, ponieważ nie wpisuje się w oczekiwania widzów. A jednak to właśnie te niedoskonałości są nieodłączną częścią procesu twórczego. Gdy artysta zaczyna tworzyć pod kątem „tego, co się dobrze kliknie”, łatwo zatracić radość i autentyczność.

Staje się to właściwie dokładaniem kolejnego kamyka do wyidealizowanej, nieistniejącej realnie rzeczywistości która gnębi tak wielu.



Filtr rzeczywistości


Podobnie jak w przypadku wyretuszowanych zdjęć ciał czy wystylizowanych aranżacji wnętrz, w mediach społecznościowych dominuje wyidealizowany obraz sztuki. Widzimy tylko efekt końcowy – perfekcyjnie sfotografowane obrazy na białym tle, starannie dobrane kolory, idealne pociągnięcia pędzla. Nie widzimy zmagań, frustracji, zmarnowanych kartek papieru i chwil zwątpienia.

Nie widzimy całej cyfrowej obróbki która z mocno średniej pracy potrafi zrobić obraz na miarę arcydzieła.

Kupujemy taki „idealny” print czy oryginał, a potem otwieramy paczkę i…. kłania nam się prawda, w całej swej okazałości 😊

Dla początkujących artystów może to być demotywujące.

Widząc wyłącznie perfekcyjne prace, mogą zacząć myśleć, że sami nie mają talentu, skoro ich pierwsze kroki są pełne błędów. Tymczasem każdy mistrz ma za sobą setki nieudanych prób – tylko że ich nie widać w mediach społecznościowych.

Może wiec warto pomyśleć o takich osobach, zanim swojej pracy podciągnie się gammę, kontrast i ułoży pierdyliard rzeczy dookoła aby to one głównie przyciągały uwagę?


Jak odnaleźć autentyczność w świecie filtrów?


W świecie, który promuje doskonałość, prawdziwą odwagą jest pokazywanie niedoskonałości.

Artysta, który zdecyduje się na autentyczność, może podzielić się nie tylko skończonymi dziełami, ale i etapami ich powstawania. Pokazać rozlaną farbę, niedokończone szkice, momenty, gdy coś poszło nie tak.
Nawet pokazać prace, które uznaje za totalnie nieudane ! Bo nadal są to jego prace i wciąż pokazują drogę którą musi przejść.

Warto także w tym miejscu zadawać sobie pytanie: dla kogo tworzę?
Czy dla algorytmów i przypadkowych widzów, dla lajków, czy dla siebie i swojej pasji?

Akwarela, jak i każda inna sztuka, jest procesem – pełnym eksperymentów, potknięć i nieoczekiwanych efektów. Może więc zamiast ścigać się za polubieniami, warto pielęgnować w sobie miłość do malowania i indywidualne podejście do tematu?

To, co dla jednych będzie lichym bohomazem, dla innych może się okazać inspiracją.


Niedoskonałość jako przestrzeń dla autentyczności

Wielcy artyści nie dążą do mechanicznej perfekcji – dążą do prawdy.
Akwarela, która nie ma skaz, jest pozbawiona charakteru. To właśnie drobne „niedoskonałości” nadają obrazowi duszę – przypadkowe zacieki, niespodziewane przejścia kolorów, spontaniczne plamy światła i cienia. Grzyb który tak Cię irytuje- nadaje duszy tworzonej pracy!

Zdefiniowana paleta kolorów, technika kładzenia farby, jakiś szczegół który dodajesz do każdej z prac- sprawiają, że stajesz się rozpoznawalny w środowisku. Tyle mówi się o nie używaniu czerni i bieli w akwareli…

NIE ! NON ! NO! NEIN !

Powiedz mi zatem proszę, gdzie dziś byłby taki Nicolas Lopez, gdyby posłuchał tych wszystkich wykładni i świętych prawd objawionych?
Myślisz, że on się nie bał reakcji środowiska na pierwsze swoje prace w których łamał to tabu?
Podobnie jak w malarstwie jest w relacjach międzyludzkich. Chcemy otaczać się ludźmi prawdziwymi, nie idealnymi. Lubimy tych, którzy potrafią się śmiać ze swoich błędów, którzy mają swoje upodobania, drobne wady, cechy charakterystyczne i specyficzne dziwactwa. To one tworzę te osoby autentycznymi.


Presja na posiadanie najlepszych materiałów – czy droga do perfekcji musi być kosztowna?


W świecie artystycznym, zarówno wśród profesjonalistów, jak i amatorów, istnieje przekonanie, że wysokiej jakości materiały są kluczem do sukcesu.

Pędzle renomowanych marek, najdroższe akwarele o najwyższej światłotrwałości, papier klasy premium – to wszystko kreuje wrażenie, że bez odpowiedniego sprzętu nie da się stworzyć prawdziwej sztuki.
Media społecznościowe jeszcze bardziej podsycają to przekonanie, pokazując perfekcyjnie zorganizowane pracownie i kolekcje farb wyglądające bardziej jak ekskluzywne zestawy kolekcjonerskie niż narzędzia do pracy.

Artyści udostępniają zdjęcia nowych palet, zestawów pędzli i profesjonalnych tubek akwareli w idealnym porządku, tworząc iluzję, że droga do artystycznej doskonałości zaczyna się od kosztownych zakupów.

Ale czy naprawdę nie ma innej ścieżki?


Czy lepsze materiały gwarantują lepszą sztukę?

Nie da się zaprzeczyć, że jakość materiałów ma wpływ na efekt końcowy pracy.

Dobre pędzle pozwalają na precyzyjne ruchy i odpowiednie dozowanie wody, farby o wysokiej pigmentacji dają intensywniejsze kolory, a papier z odpowiednią gramaturą czy sizingiem  lepiej wchłania wodę i pozwala na bardziej kontrolowane efekty. Jednak nawet najlepsze narzędzia nie zastąpią talentu, kreatywności i lat praktyki.

Zbyt duża koncentracja na materiałach może wręcz stać się przeszkodą.

Wiele osób odkłada rozpoczęcie swojej artystycznej podróży, ponieważ wierzy, że bez drogich zestawów nie warto nawet próbować. To błędne koło – jeśli uzależnimy swoją twórczość od posiadania idealnych narzędzi, możemy nigdy nie zacząć naprawdę tworzyć.
Gorzej- nawet mając już bardzo drogie materiały nie wykluczone jest (a wręcz powszechne), że załapiemy mentalną blokadę związaną z „marnowaniem” tak dobrych i cennych papierow czy farb na szkice i wprawki. I o ile nie boimy się eksperymentować na bloku za 30zł, tak ten za 250zł już nas onieśmiela…

Więc wszystko leży, a my dalej czekamy na lepszą chwilę, na to, że z kolejnego oglądania tutorialu nagle przybędzie nam umiejętności i zrobimy wybitny obraz za 1 podejściem. Tyle, że to wcale tak nie działa !

Sądzicie, że wielkie nazwiska na swoich warsztatach na żywo tworzą wyłącznie wiekopomne dzieła warte setki i tysiące złotych? O! Jak moglibyście się zdziwić….

Jak mawia mój ulubiony akwarelista Michał Suffczynski- „Nie spotykamy się tu dzisiaj aby stworzyć pełną, gotową, wybitną pracę! Spotykamy się, aby poznać metody i czegoś się nauczyć. To, co Wam wyjdzie i ile zdążycie zrobić- jest sprawą drugorzędną. Więc nie bójcie się akwareli i dajcie jej płynąć. Każdemu wyjdzie inaczej i to jest piękne !”

Wiecie, że najwięksi artyści często zaczynali od skromnych materiałów?

Vincent van Gogh malował na zwykłych, tanich płótnach, używając dostępnych farb, a wielu współczesnych akwarelistów eksperymentuje na przypadkowym papierze, zamiast czekać na możliwość zakupu najlepszych arkuszy bawełnianych. Trafia się temat, to i długopis i serwetka w barze są dobrymi materiałami do pracy!



Sentymentalna wartość starych narzędzi

Każdy artysta ma swoje ulubione, zużyte pędzle, porysowane palety i całą masę innego sprzętu mającego na oko lata świetności za sobą.
Mimo to, to te przedmioty, naznaczone latami pracy, są dowodem na to, że tworzenie to proces, a nie tylko efekt końcowy. 

W świecie pełnym nowych, lśniących narzędzi często zapomina się, że to nie doskonałość materiałów czyni dzieło wyjątkowym, ale doświadczenie i emocje, które wkładamy w jego powstawanie.

W pracowniach renomowanych malarzy wcale nie jest idealnie czysto i nowo – niczym z katalogu Ikei. W ich ścianach nadal można znaleźć pędzle, których włosie dawno się zużyło, ale które wciąż są niezastąpione. Istnieją tam palety pokryte grubą warstwą zaschniętej farby, które służą latami, oraz stoły pełne rys i plam, świadczące o setkach godzin pracy. Brudne podkładki, słoiki, szkice, niepełne przygniecione tuby – wszystkie te rzeczy są integralną częścią danego miejsca.

Te narzędzia nie są idealne ani nowe, ale niosą ze sobą historię, której żaden nowy zestaw nie może zastąpić.

Nowoczesny konsumpcjonizm wymusza na nas ciągłe zastępowanie rzeczy nowymi.

W reklamach przekonuje się nas, że „nowe jest lepsze”, a narzędzia, które noszą ślady użytkowania, powinny zostać wyrzucone i zastąpione lśniącymi zamiennikami.

Ale czy naprawdę musimy się poddawać tej presji? Czy zużyte pędzle nie malują lepiej właśnie dlatego, że przez lata nabrały elastyczności? Czy stara paleta, pokryta warstwami zaschniętej farby, nie opowiada historii naszych twórczych poszukiwań? I czy czasem najlepszym kolorem do cieni nie bywa odcień „brud z palety” ?

Stare, wysłużone narzędzia niosą w sobie coś więcej niż funkcjonalność – są symbolem rozwoju i doświadczenia. Każda plama farby na stole, każda zadra na palecie to ślad twórczej podróży. Przypomina o starych sukcesach wtedy, gdy już nie mamy wiary w możliwość osiągnięcia kolejnego i kiedy dopada nas najgorsze zwątpienie.

W przeciwieństwie do trendów konsumpcyjnych, które każą nam ciągle kupować nowe rzeczy, sztuka uczy, że warto doceniać to, co się już ma.
Podobnie jest z ludźmi – nasze blizny, zmarszczki, ślady przeżytych lat to nie oznaki „zużycia”, lecz dowody życia, bogatego w doświadczenia. Nie powinniśmy wstydzić się swoich śladów przeszłości, tak jak artysta nie wyrzuca swojego ulubionego, choć zużytego pędzla. Być może warto spojrzeć na nie jak na świadectwo autentyczności, zamiast za wszelką cenę dążyć do sztucznie wykreowanego ideału.


Jak media społecznościowe budują presję na posiadanie „idealnego” zestawu artystycznego?


Instagram, TikTok i Pinterest pełne są postów, które pokazują nie tylko same dzieła sztuki, ale także proces ich tworzenia w starannie zaaranżowanej przestrzeni. Wszystko wygląda czysto, perfekcyjnie, profesjonalnie. Najdroższe farby są rozłożone w sposób estetyczny, a idealnie białe palety nie mają żadnej plamy.

To tworzy złudzenie, że sztuka musi być nie tylko efektowna, ale i „instagramowa”. Widzowie przestają skupiać się na samej twórczości, a zamiast tego zaczynają myśleć o tym, jak wygląda ich pracownia, czy ich farby są odpowiednio ułożone i czy ich pędzle prezentują się wystarczająco profesjonalnie.

To nie tylko presja finansowa, ale także psychologiczna. Wiele osób zaczyna czuć, że ich przestrzeń twórcza nie jest wystarczająco „estetyczna”, że ich stare, zużyte narzędzia nie nadają się do pokazania światu. Zamiast skupić się na malowaniu, porównują się do wyidealizowanych obrazów w sieci i czują, że bez odpowiedniego zestawu narzędzi nie mogą być uznani za prawdziwych artystów.


Jak uwolnić się od presji posiadania „najlepszego” sprzętu?

1.    Przypomnij sobie, dlaczego tworzysz
Sztuka to wyraz emocji, pasji i wizji – a nie konkurs na posiadanie najlepszych materiałów. Dobrze jest inwestować w jakość, ale najważniejsza jest sama twórczość.
2.    Eksperymentuj z tym, co masz
Wielu artystów zaczynało od najprostszych narzędzi. Tworzenie na tańszym papierze lub używanie tańszych farb nie oznacza, że twoja sztuka jest mniej wartościowa.
3.    Doceniaj stare i zużyte materiały
Nie wyrzucaj ulubionego pędzla tylko dlatego, że wygląda na zużyty. Nie musisz też wymieniać palety, bo nie jest idealnie czysta. Każde z tych narzędzi ma swoją historię i może służyć przez lata.
4.    Nie porównuj się do innych
Media społecznościowe pokazują jedynie wycinek rzeczywistości. Za każdym perfekcyjnym zdjęciem stoi wiele prób, nieudanych prac i błędów, których nie widzimy. Twoja twórczość jest wartościowa niezależnie od tego, jakie narzędzia posiadasz.
5.    Twórz, zamiast gromadzić

Nie daj się złapać w pułapkę kupowania kolejnych zestawów farb i pędzli zamiast faktycznego malowania. Możesz mieć najlepszy sprzęt na świecie, ale jeśli nie używasz go regularnie, nie uczynisz postępu.


Sztuka to nie narzędzia, ale serce, które w nią wkładasz


Nie liczy się to, czy malujesz najdroższymi akwarelami na rynku, czy zwykłymi farbami ze szkolnego zestawu.
Wprawdzie jednymi wyjdzie lepiej, a drugimi gorzej (choć zestaw studencki już jest ok), ale w głównej mierze liczy się to, co masz do przekazania.

Wielu artystów tworzy arcydzieła na przypadkowych skrawkach papieru, używając tanich materiałów, bo to nie one definiują jakość dzieła – definiuje je wrażliwość, emocje i historia, jaką niesie ze sobą każdy pociągnięty pędzlem ślad farby.

Weź takiego Banksy’ego – dobry mur pod mural jest dobry, bo… jest 😉 Pewnie dobrze go widać, stoi w strategicznym miejscu – ale na pewno nie jest robiony ze specjalnej cegły czy tynkowany ekskluzywnym tynkiem. Mur to podkład pod  komunikat do przekazania- a nie sztuka sama w sobie!

Pamiętaj więc, że dążenie do doskonałości w materiałach może być pułapką, jeśli stanie się ważniejsze niż sam proces twórczy i to co masz do powiedzenia.

Najważniejsze jest to, co masz w głowie i w sercu – bo to, czy posługujesz się pędzlem wartym 500 zł, czy tym znalezionym w starym pudełku, nie zmienia faktu, że to twoje ręce nadają mu życie.
Pędzel nie maluje sam. Farby nie malują same. Przypadkowy youtuber też nie namaluje za Ciebie.

To TY stoisz za tym co tworzysz- więc zastanów się, czy na pewno twoim celem jest tworzenie mirażu i ukrywanie się za fasadą doskonałości?


Zakończenie

Wrócę tutaj do mojego nieszczęsnego „ogryzionego” pędzla. Myślicie, że po tym incydencie go wyrzuciłam i wzięłam nowy?

WCALE NIE !

Nadal go mam i nadal zamierzam go używać !

Dostałam wprawdzie błyskawicznie nowy i pozornie identyczny, ale…Każdy przedmiot ma swoją własną duszę i jak dłużej z czymś popracujecie to zaczniecie wyłapywać niuasne. Ja przywykłam do tamtego starego, a z nowym jeszcze się nie poznałam.

Czy zatem dla „poprawy rzeczywistości” jednak będę oficjalnie do filmów używać nowego, a w kuluarach dalej malować starym? Wiecie…. ja sama nie wiem.

Siedzę i biję się z myślami, bo zakładając Inżynierię Akwarelową obiecywałam sobie, że nigdy nie pozwolę aby jakiekolwiek zewnętrzne firmy i okoliczności dyktowały mi warunki. Nie mam ambicji dostosowywania się do kanonu, do standardu idealizowania rzeczywistości i pokazywania tylko tego, co jest super.

IA miała być w założeniu prawdziwa, tak jak prawdziwy jest obity lakier na tym całkowicie sprawnym i gotowym do pracy pędzlu.
Gdzie zatem leży granica która dzieli rozsądne odpowiadanie na potrzeby innych od uginania się pod presją idealności?

Niby to jeden pędzel i jego wymiana bądź nie nie zmieni świata i przejdzie niezauważalna- ale czy nie warto przy okazji podjąć dyskusji jak daleko należy się posuwać w pokazywaniu tylko tego co ładne?

Bo przecież jak nie pędzel, to kolor skóry, albo stary piórnik, zniszczone dłonie czy wózek inwalidzki wypadną kiepsko w kadrze ! Może więc lepiej nie pokazywać się w ogóle i pozwolić, aby ludzie bardziej „reprezentacyjni” zajęli oficjalnie przestrzeń?

Diabli z tym, że dziewczyna  która maluje kwiaty robi to świetnie, skoro na jej ręce sprzątaczki na etacie, do tego z łuszczycą- patrzeć nie można !

Tylko czy na pewno takiego świata- pełnego wykluczeń- chcemy dla siebie i swoich bliskich?

A może jedna warto spojrzeć nieco dalej i pozwolić sobie na nieidealność i autentyczność? Polubić realnych ludzi pokazujących realne rzeczy, a nie tylko idealne paczki od sponsorów albo 5 razy nagrywane i wyreżyserowane kadry?

Bardzo mnie ciekawi Wasze zdanie na ten temat.

Przyjrzyjcie się temu obdartemu pędzlowi i niczym rada przysięgłych – wydajcie wyrok co dalej !


JEŚLI PODOBAŁ CI SIĘ TEN TEKST I UDAŁO CI SIĘ WYNIEŚĆ Z NIEGO NAUKĘ = MOŻESZ POLAĆ AUTOROWI "KAWY".

WYSTARCZY, ŻE KLIKNIESZ W BANER.