NINIEJSZY TEKST NIE MA NA CELU PROMOWANIA NAZIZMU ANI SKRZYWIONEJ IDEOLOGII KTÓRĄ PROPAGOWAŁ ADOLF HITLER.
MATERIAŁ OPISUJE JEDYNIE JEGO DROGĘ ARTYSTYCZNĄ I MA FUNKCJĘ CZYSTO EDUKACYJNĄ !!!
*******
W historii sztuki są postacie, które wywarły wpływ na losy twórczości i estetyki. Są też tacy, których próby artystyczne pozostają jedynie ciekawostką – czasem żałosną, czasem tragiczną w świetle dalszego biegu ich życia.
Adolf Hitler to bez wątpienia jeden z najbardziej mrocznych symboli XX wieku, jednak zanim stał się Führerem i architektem Zagłady, był młodym chłopakiem z ambicjami malarskimi. Co więcej – z ambicjami całkiem poważnymi.
*******
Młodość pod znakiem sztuki
Urodzony 20 kwietnia 1889 roku w austriackim miasteczku Braunau am Inn, Adolf Hitler od najmłodszych lat wykazywał zainteresowanie rysunkiem i malarstwem. Już jako kilkuletnie dziecko lubił rysować krajobrazy, budynki, a także kopiować ilustracje z książek. Jego matka, Klara Hitler, z czułością przechowywała te prace i – wedle późniejszych relacji – wspierała artystyczne zapędy syna. Zupełnie inaczej reagował ojciec, Alois – urzędnik celny o surowym usposobieniu, który oczekiwał, że Adolf pójdzie w jego ślady i zrobi „porządny zawód”. To właśnie sprzeciw ojca wobec pasji młodego Hitlera był przyczyną licznych konfliktów w rodzinie.
Po śmierci ojca w 1903 roku, mając zaledwie 14 lat, Hitler poczuł się uwolniony od tej presji i zaczął snuć coraz śmielsze marzenia o karierze artysty. Nie był jednak zbyt pilnym uczniem – choć interesował się historią i sztuką, w nauce ogólnej był przeciętny, a wręcz niechętny autorytetom. W 1905 roku porzucił szkołę realną w Steyr bez uzyskania świadectwa dojrzałości. Mimo to był przekonany, że jego artystyczne zdolności są wystarczające, by dostać się do Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu – jednej z najbardziej prestiżowych uczelni artystycznych w Europie Środkowej.
Kiedy w 1907 roku przeprowadził się do Wiednia, miał 18 lat, walizkę pełną szkiców i przekonanie o własnym talencie. Miasto w tym czasie było prawdziwą mozaiką kultur, narodów i prądów artystycznych. To właśnie tutaj rozwijała się secesja wiedeńska z Gustavem Klimtem na czele, tutaj działał Egon Schiele, tutaj rodziły się nowatorskie idee psychoanalizy, filozofii i urbanistyki. Ale młody Hitler zdawał się całkowicie odporny na awangardę – zamiast tego fascynowała go klasyczna architektura, harmonijna kompozycja i realizm w sztuce.
W autobiograficznym „Mein Kampf” pisał:
„Z czasów mojej młodości miałem tylko jedno pragnienie – zostać malarzem. Moje talenty i zamiłowania kierowały się ku sztuce.”
Nie była to jednak pasja pogłębiana systematycznym kształceniem. Hitler nie uczęszczał na regularne lekcje rysunku ani nie miał mentora z prawdziwego zdarzenia. Był w zasadzie samoukiem, choć nie pozbawionym zmysłu obserwacji. Godzinami kopiował pocztówki, szczególnie widoki miejskie i zabytki – reprodukował z fotograficzną dokładnością kościoły, mosty, fasady budynków. Jedną z jego ulubionych tematyk była architektura barokowa i klasycystyczna. Rzadko sięgał po przedstawienia ludzi czy sceny z życia codziennego, co zresztą miało później poważne konsekwencje.
W tym okresie Hitler przesiadywał często w parkach, na skwerach lub w kawiarniach, rysując z natury i próbując stworzyć własne portfolio. W jego szkicownikach dominowały widoki z dzielnicy Innere Stadt i budynki wzdłuż Ringstrasse – monumentalne, symetryczne, statyczne. Jego prace zdradzały pewną sprawność techniczną w przedstawianiu perspektywy i bryły, ale brakowało im życia, wyrazu i osobistego stylu. Dla porównania, dzieła rówieśników z kręgu wiedeńskiej secesji charakteryzowały się ekspresją, deformacją formy, odważną kolorystyką – wszystko to było dla Hitlera obce, wręcz odpychające.
Pomimo braku formalnego wykształcenia artystycznego, był przekonany o swojej wyjątkowości. W liście do przyjaciela Augusta Kubizka (późniejszego autora wspomnień o młodym Adolfie) pisał:
„Nie potrzebuję nauczycieli – oni tylko tłumią prawdziwy geniusz. Prawdziwa sztuka rodzi się z natchnienia, nie z reguł.”
To przekonanie o własnej predestynacji połączone z niechęcią do instytucjonalnych ram edukacji mogło być jedną z przyczyn, dla których nie potrafił podjąć wysiłku systematycznej nauki – co, paradoksalnie, przyczyniło się do jego porażki.
W 1907 roku złożył teczkę prac w Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu i przystąpił do egzaminu wstępnego. Komisja była bezlitosna – nie tylko nie zakwalifikowano go do kolejnego etapu, ale również odnotowano jego szczególne braki w rysunku postaci ludzkiej. Jeden z członków komisji miał powiedzieć:
„Chłopak potrafi rysować budynki, ale nie ma ani wyobraźni, ani warsztatu, by zostać malarzem.”
Hitler jednak nie zniechęcił się od razu. Wrócił do Linzu, gdzie spędził kilka miesięcy na opiece nad umierającą matką. Po jej śmierci, ponownie wrócił do Wiednia z zamiarem ponownego przystąpienia do egzaminów. I znów – drugi raz – został odrzucony. Tym razem upokorzenie było jeszcze większe, bo nie tylko nie udało się mu poprawić swojej pozycji, ale też tracił wszelkie środki do życia.
Właśnie wtedy jego pasja do malarstwa zaczęła mieszać się z goryczą. Z czasem, zamiast szukać rozwoju i nauki, pogrążał się w poczuciu krzywdy. Świat sztuki, który miał być jego światem, odrzucił go – i być może właśnie wtedy zaczęły rodzić się pierwsze zalążki pogardy dla elit, dla nowoczesności, dla „zepsutego miasta”.
Upokarzające porażki
W 1907 roku Adolf Hitler, pełen nadziei i wiary w swój talent, po raz pierwszy przystąpił do egzaminów wstępnych na Akademię Sztuk Pięknych w Wiedniu. Wierzył, że jego skrupulatnie wykonane akwarele, przedstawiające głównie architekturę i miejskie pejzaże, zostaną zauważone i docenione. Zgromadził teczkę swoich najlepszych prac i przedstawił je komisji – nie spodziewając się, że zostaną uznane za niewystarczające. Egzaminatorzy byli jednak zgodni: kandydat nie przejawiał dostatecznej biegłości w rysunku postaci ludzkiej – kluczowym elemencie klasycznego wykształcenia artysty. W protokole komisji znalazł się jednoznaczny komentarz: „braki w zakresie rysunku figuratywnego są zbyt poważne, by kontynuować ocenę”.
Dla młodego Hitlera, który całe swoje życie podporządkował temu jednemu celowi – dostaniu się na akademię – była to druzgocąca wiadomość. Wracając z uczelni, miał łzy w oczach. Nie rozumiał, dlaczego jego umiejętność odwzorowywania budynków z taką precyzją nie została uznana za dowód talentu. Tym większym ciosem było to, że nie miał żadnego planu alternatywnego. Malarstwo było nie tylko jego ambicją – było jego ucieczką od przeciętności, jego tożsamością.
Kilka miesięcy później spotkała go kolejna tragedia: jego matka, Klara Hitler, zachorowała na raka piersi i zmarła w grudniu 1907 roku po ciężkiej chorobie. Była jedyną osobą, która autentycznie wierzyła w jego artystyczne zdolności. To ona zachęcała go, by rozwijał talent, by próbował swoich sił mimo oporu ojca. Jej śmierć wstrząsnęła nim do głębi. Dr. Eduard Bloch, żydowski lekarz, który opiekował się Klarą, wspominał później, że Adolf okazywał matce niemal nabożną miłość i oddanie. Stracił w niej nie tylko rodzica, ale jedyne prawdziwe wsparcie emocjonalne.
W 1908 roku, już jako sierota, Hitler ponownie złożył dokumenty do Akademii. Był przekonany, że tym razem komisja dostrzeże jego zaangażowanie i postępy. Niestety – historia się powtórzyła. Odrzucono go bezwarunkowo, nie dopuszczając nawet do głównego etapu egzaminu. Z listu rektora Akademii, datowanego na 2 października 1908 roku, wynika jasno:
„W ocenie komisji egzaminacyjnej, pańska predyspozycja wydaje się odpowiedniejsza do architektury niż do malarstwa.”
Sugerowano mu więc, że mógłby znaleźć swoje miejsce w innej dziedzinie – architekturze – lecz do tego potrzebne było ukończenie szkoły średniej, której Hitler nigdy nie sfinalizował. Innymi słowy: zamknięto mu drzwi zarówno do malarstwa, jak i do architektury. Utknął w martwym punkcie.
W „Mein Kampf” pisał z goryczą o tym momencie życia:
„Kiedy otrzymałem wiadomość, że znowu mnie nie przyjęto, poczułem, że świat mi się zawalił. Wszystko, co do tej pory budowałem w myślach, runęło z hukiem.”
Było to nie tylko osobiste niepowodzenie – była to klęska egzystencjalna. Hitler nie potrafił pogodzić się z oceną swoich kompetencji. Nie interpretował porażki jako zachęty do dalszego rozwoju czy zmiany ścieżki, lecz jako odrzucenie przez świat, który powinien go uznać. W jego psychice zakorzeniło się przeświadczenie o spisku elit – o niesprawiedliwości systemu, który promuje nie talent, ale koneksje i nowoczesne „mody artystyczne”.
Po drugim odrzuceniu nie miał już dokąd wracać. Nie posiadał kwalifikacji zawodowych, nie miał wykształcenia, z dnia na dzień został bez środków do życia. Zamiast podjąć pracę zarobkową, coraz głębiej pogrążał się w bezdomności, utrzymując się z dorywczej sprzedaży pocztówek z własnymi rysunkami. Przez jakiś czas mieszkał w schronisku dla bezdomnych przy Meidling i w noclegowni na Meldergasse, w otoczeniu biedoty, żebraków i ludzi z marginesu społecznego. Tam właśnie dojrzewała w nim ideologia – poczucie krzywdy, uraza wobec świata, pogarda wobec tych, którym się powiodło.
Upokarzające porażki, które spotkały go u progu dorosłości, odebrały mu nie tylko złudzenia, ale i kierunek życiowy. W miejsce artystycznych aspiracji pojawiło się poczucie misji, która zrodziła się z żalu, frustracji i samotności. Malarz, który chciał oddać piękno architektury i miasta, zamienił pędzel na słowo – słowo, które miało porwać tłumy. Ale u źródeł tej przemiany zawsze tkwił artystyczny zawód – dwa listy z Akademii, które być może zmieniły bieg historii.
Między biedą a ambicją: lata 1909–1913
Po drugim odrzuceniu z Akademii Sztuk Pięknych w październiku 1908 roku Adolf Hitler pozostał w Wiedniu – ale już nie jako aspirujący artysta, lecz jako bezrobotny młodzieniec bez kwalifikacji, bez wsparcia rodziny i coraz częściej bez dachu nad głową. Lata 1909–1913 to okres jego największego życiowego upadku – ale też czas, w którym najdłużej próbował pozostać przy malarstwie jako źródle utrzymania. To właśnie wtedy zrodził się jego paradoksalny status: człowieka, który nie porzucił sztuki natychmiast, lecz powoli – z goryczą, frustracją i narastającą niechęcią do świata, który nie chciał go uznać.
Zimą 1909 roku Hitler zamieszkał w schronisku dla bezdomnych przy Sechshauser Straße, a następnie w noclegowni dla ubogich przy Meldemannstraße. Tam, wśród biedoty, włóczęgów, byłych żołnierzy i drobnych przestępców, prowadził życie na granicy nędzy. Nie miał żadnych stałych dochodów – utrzymywał się, rysując pocztówki i akwarele z widokami Wiednia, które następnie sprzedawał turystom i właścicielom małych sklepików. Z czasem nawiązał współpracę z żydowskim handlarzem Reinholdem Hanishem, który pomagał mu rozprowadzać te prace po hotelach i straganach.
Reinhold Hanisch, jego współlokator z przytułku i pośrednik w sprzedaży, wspominał:
„On nie był artystą – był rzemieślnikiem. Malował, żeby przeżyć. Kopiował to samo raz za razem, bez duszy.”
Hitler malował głównie na zamówienie – kartonowe reprodukcje wiedeńskich kościołów, mostów, rezydencji – wszystko to, co mogło się spodobać przyjezdnym lub przypominać im zwiedzane miejsca. Były to akwarele poprawne warsztatowo, ale pozbawione wyrazu – czysto dekoracyjne, powielające ten sam schemat. Do dziś zachowało się około 300–400 jego prac z tego okresu, z czego większość przedstawia architekturę – z rzadka pojawia się drzewo, park, postać. Rysunek figuralny – ten, który zadecydował o jego porażce – niemal zupełnie znika z jego portfolio.
Co ciekawe, niektóre z tych akwarel znalazły nabywców wśród klasy średniej, a nawet lokalnych przedsiębiorców. Hitler w tym czasie wyrobił sobie pewną rutynę: rano wychodził szkicować, potem wracał do noclegowni, by malować na czysto, a wieczorem starał się sprzedać gotowe prace. Sam mówił, że jego obrazki „sprzedają się jak ciepłe bułeczki”, choć wielu historyków podważa tę opinię, wskazując, że raczej wegetował niż zarabiał.
W jego późniejszych wspomnieniach ten okres jawi się jako czas brutalnego zderzenia z rzeczywistością – a także narastającej nienawiści. To właśnie w latach 1910–1913 zaczął czytać skrajnie prawicową i antysemicką prasę: „Deutsches Volksblatt”, „Ostdeutsche Rundschau”, „Antisemiten-Correspondenz”. W jego umyśle zaczęło się kształtować uproszczone wyjaśnienie jego życiowego fiaska: winni byli „kosmopolityczni” artyści, „zepsuci” krytycy, „żydowska sztuka modernistyczna” i liberalne elity Wiednia.
W autobiograficznym Mein Kampf pisał z pogardą:
„Widziałem, kto dominuje w salach wystawowych, kto sprzedaje obrazy, kto ustala, co jest 'nowoczesne'. I zrozumiałem, że to nie sztuka zwycięża, ale układy.”
W istocie jednak problem nie leżał w „układach”, lecz w ograniczonym zakresie jego talentu – Hitler był zdolnym rzemieślnikiem, ale brakowało mu inwencji, świeżości, odwagi artystycznej. W tym samym czasie, gdy on malował swoje przewidywalne akwarele z Karlsplatzu czy Katedry św. Szczepana, Egon Schiele tworzył ekspresyjne autoportrety, a Oskar Kokoschka eksperymentował z kolorem i formą. Hitler nie rozumiał tej sztuki – wręcz jej nienawidził. Uważał, że „brzydota i deformacja” są oznaką moralnego upadku.
W 1912 roku próbował jeszcze raz podjąć bardziej zorganizowaną działalność artystyczną – wyprowadził się z noclegowni i wynajął pokój w dzielnicy Brigittenau. Utrzymywał się z malowania obrazów na zamówienie, głównie dla sklepów i biur. Ale to była już ostatnia próba – brak rozwoju, odrzucenie przez środowisko, samotność i rosnące poczucie klęski doprowadziły go do stanu zobojętnienia. Sztuka przestała być dla niego środkiem wyrazu – stała się jedynie narzędziem przeżycia. Gdy w 1913 roku przeniósł się do Monachium, zabrał ze sobą pędzle i akwarele, ale nie miał już planów artystycznych.
W Monachium wykonał jeszcze kilka widoków miejskich, ale z coraz mniejszym zapałem. Jego zainteresowanie sztuką zamieniło się w zainteresowanie polityką, filozofią społeczną, narodowym mesjanizmem. W bibliotekach czytał już nie podręczniki do rysunku, lecz traktaty o historii Niemiec, prace Houston Stewarta Chamberlaina, antysemickie broszury i narodowe pamflety.
Z perspektywy czasu lata 1909–1913 to nie tylko okres artystycznej stagnacji, ale przede wszystkim psychicznej przemiany. Malarz z ambicjami stał się rozczarowanym outsiderem, który coraz bardziej wierzył, że to nie on zawiódł świat, lecz że świat zawiódł jego. Jego marginalizacja w środowisku artystycznym nie tylko ukształtowała jego poglądy – ugruntowała też postawę, która w przyszłości miała okazać się zgubna dla całej Europy.
Koniec marzeń i narodziny nowej tożsamości: porzucenie malarstwa
Gdy Adolf Hitler przeniósł się w maju 1913 roku z Wiednia do Monachium, formalnie nie porzucił jeszcze malarstwa, ale był to już właściwie martwy kierunek w jego życiu. Zabrał ze sobą farby, szkicownik i kilka gotowych akwarel, ale nie miał już złudzeń co do swojej przyszłości jako artysty. W nowym mieście zamieszkał przy Schleissheimer Straße 34 w skromnym pokoju wynajmowanym od krawcowej. Próbował kontynuować działalność malarską – tworzył pocztówkowe widoki Monachium i oferował je w sprzedaży. Znów wybierał tematy bezpieczne, łatwe do reprodukcji: fasady budynków, kościoły, mosty. I znów nie znajdował uznania.
W jednym z listów do dawnego znajomego z Linzu pisał:
„Nie rozumiem tego świata. Maluję dokładnie to, co ludzie chcą zobaczyć, a jednak nikt tego nie kupuje. Chyba jestem zbyt prosty na te czasy.”
To uczucie niezrozumienia przez otoczenie – wcześniej widoczne w jego niechęci do artystycznej awangardy – zaczęło obejmować cały świat. Hitler już nie tylko nie chciał być malarzem – zaczął gardzić światem sztuki jako takim. Nie uczestniczył w życiu kulturalnym Monachium, nie odwiedzał galerii, nie bywał na wernisażach, nie utrzymywał kontaktów z innymi artystami. Z jego osobistych notatek i późniejszych wspomnień wynika, że uważał środowisko artystyczne za „degenerujące”, „kosmopolityczne”, „zepsute przez żydowską estetykę i liberalne wartości”.
Wkrótce wybuchła I wojna światowa – i to wydarzenie na dobre przekreśliło jego ambicje malarskie. We wrześniu 1914 roku zgłosił się ochotniczo do armii bawarskiej. Choć był formalnie obywatelem Austro-Węgier, udało mu się zaciągnąć i został przydzielony do 16. Rezerwowego Pułku Piechoty. Wojna miała dla niego charakter niemal mistyczny – pisał o niej jak o „oczyszczeniu”, „powołaniu”, „próbie charakteru”. Wspominał:
„Wreszcie czułem, że jestem częścią czegoś większego niż ja sam. Nie farby i płótna, lecz błoto, ogień i stal uczyniły mnie człowiekiem.”
W czasie wojny nie porzucił jednak zupełnie pędzla. Wśród jego zachowanych szkiców z frontu znajdują się rysunki okopów, krajobrazów, wnętrz baraków, a nawet kilka scen bitewnych. Ale były to już prace całkowicie pozbawione artystycznej ambicji – dokumentacyjne, użytkowe, pełniące funkcję dziennika. Prawdziwe zainteresowanie przeniosło się na inne pole: ideologii, narodu, przetrwania.
Wraz z końcem wojny w 1918 roku Hitler wrócił do Monachium jako inny człowiek. Doznał tam chwilowej ślepoty – spowodowanej prawdopodobnie gazem musztardowym, a być może również reakcją psychosomatyczną na klęskę Niemiec. To właśnie w czasie rekonwalescencji, w szpitalu w Pasewalku, podjął ostateczną decyzję: nie będzie już artystą. Uwierzył, że jego prawdziwe powołanie jest inne – nie malarskie, lecz narodowe.
W Mein Kampf pisał:
„Z wojny wróciłem z przeświadczeniem, że sztuka nie zmieni świata. Potrzebna jest siła – siła ducha i woli. Tylko ona może stworzyć nowy porządek.”
Odrzucił więc świat sztuki, który wcześniej odrzucił jego. Już nigdy więcej nie próbował zostać malarzem, nie podejmował prób artystycznych, nie tworzył nowego portfolio. Jego pędzle i farby – jeśli jeszcze je posiadał – stały się martwym narzędziem. Zamiast tego sięgnął po pióro, mikrofon, megafon, znak swastyki.
Nauczyciele i artystyczne inspiracje: między samouctwem a marzeniem o mistrzu
Choć Adolf Hitler nie ukończył żadnej oficjalnej szkoły artystycznej ani nie przeszedł pełnego kursu akademickiego, jego młodzieńcze lata upłynęły na próbach samokształcenia i poszukiwania własnej drogi twórczej. Wbrew niektórym mitom, nie był całkowitym outsiderem w świecie sztuki – utrzymywał kontakty z osobami, które mogły mieć wpływ na jego rozwój artystyczny, chociażby w formie przelotnej pomocy, sugestii lub inspiracji. Niektórzy z tych ludzi byli zawodowymi artystami, inni zaś – rzemieślnikami, nauczycielami rysunku czy po prostu kolegami, z którymi dzielił pasję do sztuki.
Najbardziej znanym i najlepiej udokumentowanym przykładem relacji o charakterze quasi-edukacyjnym był August Kubizek, przyjaciel z lat młodości, z którym Hitler dzielił nie tylko pokój w Wiedniu, ale także marzenia o artystycznej karierze. Kubizek, utalentowany muzyk i student konserwatorium, opisał w swoich wspomnieniach („Adolf Hitler – Mój przyjaciel z młodości”) długie godziny, które spędzali na rozmowach o sztuce, architekturze i przyszłości. Choć sam nie był malarzem, miał większe obycie kulturalne i mógł służyć Hitlerowi jako partner do refleksji estetycznej. Kubizek wspominał też o obsesyjnej fascynacji Adolfa niektórymi budowlami i detalami architektonicznymi – do tego stopnia, że młody Hitler godzinami potrafił szkicować jeden gzyms lub rozetę, nieustannie poszukując doskonałości formy.
Poza Kubizkiem, Hitler korzystał z dorywczych lekcji rysunku i konsultacji z lokalnymi artystami, głównie w Linzu i Wiedniu. Wśród nazwisk pojawia się Christian Griepenkerl – profesor Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu, który był jednym z egzaminatorów podczas pierwszej próby rekrutacyjnej Hitlera w 1907 roku. Griepenkerl, przedstawiciel akademickiego klasycyzmu, oceniał jego prace jako „zbyt ubogie w zakresie wyobraźni i ekspresji”, choć przyznał, że kandydat ma potencjał w rysowaniu architektury. Ta chłodna, lecz profesjonalna ocena – choć zapewne miała służyć konstruktywnej krytyce – trafiła na grunt nieprzygotowany do przyjęcia porażki. Hitler poczuł się odrzucony, nie tyle jako uczeń, ile jako osobowość.
W okresie późniejszym, gdy żył w biedzie w Wiedniu (lata 1909–1913), jego jedynymi „nauczycielami” byli pośrednicy i marszandzi z niższej półki – tacy jak Samuel Morgenstern, żydowski handlarz antykami, który kupował od Hitlera pocztówki i małe akwarele przedstawiające wiedeńskie ulice i budynki. Morgenstern nie miał wykształcenia artystycznego, ale wykazywał się znawstwem rynkowym i bywał pierwszym krytykiem jego prac. Dawał Hitlerowi konkretne uwagi dotyczące tematów, kompozycji i gustu mieszczańskich klientów. Choć trudno mówić tu o relacji mistrz–uczeń, to jednak wpływ takich kontaktów na ukształtowanie jego stylu był realny – młody malarz nauczył się wtedy, że realizm i rozpoznawalne motywy architektoniczne sprzedają się lepiej niż jakiekolwiek próby eksperymentu.
Hitler nigdy nie miał jednego autorytetu artystycznego, ale silnie inspirował się twórczością artystów XIX wieku, szczególnie tych, którzy reprezentowali klasyczne nurty europejskie. W jego szkicach i akwarelach widać fascynację Arnoldem Böcklinem, Hansiem Makartem czy Casparem Davidem Friedrichem, choć nie w aspekcie tematycznym, lecz formalnym – chodziło o symetrię, dostojeństwo, statykę. Jego malarstwo było estetycznie bezpieczne, pozbawione nowoczesności. Awangarda wiedeńska – tacy twórcy jak Gustav Klimt, Egon Schiele czy Oskar Kokoschka – była mu zupełnie obca, a wręcz odrzucająca. W jego oczach to, co nowoczesne, było „zdegenerowane”, niezrozumiałe, nielogiczne.
W latach 30., już jako przywódca Trzeciej Rzeszy, Hitler otaczał się artystami, którzy podzielali jego poglądy na sztukę jako narzędzie reprezentacji potęgi i „ducha niemieckiego”. Promował malarzy takich jak Adolf Ziegler, który nie tylko tworzył w stylu klasycznego realizmu, ale też pełnił funkcję oficjalnego „strażnika niemieckiej kultury”. Ziegler był przewodniczącym Reichskammer der Bildenden Künste (Izby Sztuk Pięknych) i odpowiedzialny za czystki wśród „zdegenerowanych” artystów. Współpraca Hitlera z artystami w tym okresie miała charakter wyłącznie instrumentalny – wybierał tych, którzy potrafili oddać wizję Rzeszy jako idealnego organizmu, silnego, czystego i uporządkowanego.
Widać tu wyraźną ewolucję: od młodzieńczego pragnienia uczenia się i przynależenia do świata sztuki, przez rozczarowanie, aż po przejęcie pełnej kontroli nad jego definicją. Z niespełnionego ucznia Hitler stał się samozwańczym arbitrem – człowiekiem, który sam nigdy nie miał mistrza, lecz chciał być mistrzem dla całego narodu.
Adolf Hitler i spotkanie z Gustavem Klimtem
Adolf Hitler żywił pozytywny stosunek do twórczości Gustava Klimta, choć nie ma twardych dowodów na to, że faktycznie spotkali się osobiście. Istnieje jednak pewna anegdota, według której młody Hitler, starając się dostać do Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu, odwiedził Klimta, który był już uznanym artystą i honorowym profesorem tej uczelni. W tym czasie Hitler zarabiał na życie malując widoki Wiednia i sprzedając swoje prace turystom w restauracjach i tawernach. Przekonany o swoim talencie, postanowił udać się do Klimta, by zaprezentować mu swoje obrazy, licząc na jakąś formę porady lub lekcji malarskich. Zgodnie z relacją, Klimt miał oznajmić, że Hitler posiada „genialny talent” i nie potrzebuje lekcji. Młody artysta opuścił pracownię Klimta w dobrym nastroju, przekonany, że został doceniony przez samego mistrza, i później mówił o tym swoim przyjaciołom, twierdząc, że Klimt go uznał.
Jednak ta historia budzi pewne wątpliwości. Przede wszystkim brak jest jakichkolwiek dokumentów czy wiarygodnych świadectw potwierdzających takie spotkanie. Klimt, choć był wówczas uznanym artystą, był również osobą dość zaganianą, mającą wiele zobowiązań zawodowych i osobistych, a spotkania z nieznanymi młodymi artystami nie były raczej częste. Dodatkowo, Klimt nie był osobą, która łatwo by uznawała „genialność” u nieznanych malarzy, a raczej wolał inwestować swój czas w bardziej obiecujących uczniów lub współpracowników.
Co więcej, historia ta zdaje się być zgodna z późniejszymi próbami Hitlera kreowania własnego wizerunku. W swoich wspomnieniach, a także w „Mein Kampf”, często przedstawiał siebie jako osobę, której talent i wizja zostały odrzucone przez instytucje i autorytety, co miało na celu podkreślenie jego niezależności i „wyjątkowości”. To właśnie ten obraz „niezrozumianego geniusza” mógł zostać wykreowany również przez takie anegdoty, jak ta związana z Klimtem. Dlatego należy podchodzić do tej historii z rezerwą, traktując ją raczej jako element mitu o młodzieńczej karierze Hitlera niż jako wiarygodny zapis wydarzeń.
Sztuka jako narzędzie propagandy
Choć Adolf Hitler ostatecznie porzucił osobiste ambicje artystyczne, sztuka nigdy całkowicie nie zniknęła z jego życia – przeciwnie, stała się jednym z głównych filarów budowy nowego porządku, jaki planował dla Niemiec. Od wczesnych lat trzydziestych XX wieku, a szczególnie po przejęciu władzy w 1933 roku, sztuka zaczęła pełnić funkcję ideologiczną, propagandową i kontrolną. Hitler – niespełniony malarz i samouk – z pozycji dyktatora narzucał całemu państwu własną wizję tego, czym powinna być sztuka i jakie wartości ma reprezentować.
Była to sztuka podporządkowana całkowicie ideologii – monumentalna w skali, statyczna w formie, klasycystyczna w stylu, wyidealizowana w treści. Miała ukazywać zdrowe ciała aryjskich mężczyzn i kobiet, chwalić rolniczy trud, wojenne męstwo i czystość rasy. Nie było w niej miejsca na eksperyment, niepokój, deformację czy jakąkolwiek indywidualną ekspresję. Wszystko, co nie mieściło się w tym ciasnym kanonie – a więc cała nowoczesność artystyczna XX wieku – zostało uznane za „zdegenerowane”.
Hitler ingerował bezpośrednio w decyzje dotyczące wystaw, zakupów muzealnych, a nawet układu galerii. Osobiście zatwierdzał, a niekiedy odrzucał prace artystów, przyznawał nagrody i honoraria, decydował, które dzieła będą prezentowane „narodowi”. W 1937 roku odbyły się w Monachium dwie wystawy o wymiarze głęboko symbolicznym: „Große Deutsche Kunstausstellung” (Wielka Wystawa Sztuki Niemieckiej) oraz „Entartete Kunst” (Sztuka Zdegenerowana).
Pierwsza – urządzona w nowo wybudowanym Haus der Deutschen Kunst (Domu Niemieckiej Sztuki Niemieckiej) – miała być wzorem artystycznego ideału Trzeciej Rzeszy. Zgromadzono tam rzeźby Arno Brekera, obrazy przedstawiające atletyczne postaci, matki z dziećmi, żołnierzy i rolników – wszystkie wykonane w duchu neoklasycyzmu. Sama architektura budynku – monumentalna, symetryczna, z kolumnadą przypominającą greckie świątynie – była wyrazem obsesji Hitlera na punkcie porządku, harmonii i siły.
Wystawa druga – „Entartete Kunst” – odbyła się równocześnie w starych pomieszczeniach monachijskiego muzeum i miała charakter oskarżycielski. Zgromadzono na niej ponad 650 prac uznanych za przejaw „zwyrodnienia”: dzieła Klee, Kandinsky’ego, Chagalla, Noldego, Beckmanna, Otto Dixa, Grosza i wielu innych. Obrazy wisiały krzywo, podpisy były złośliwe i propagandowe, a cała ekspozycja miała przypominać widzom o zagrożeniu płynącym z „chorej” sztuki współczesnej. W zamierzeniu Hitlera miała to być ekspozycja odstraszająca – a jednak odwiedziło ją ponad 2 miliony ludzi w ciągu kilku miesięcy, więcej niż oficjalną wystawę „sztuki niemieckiej”.
W Trzeciej Rzeszy artysta nie był już twórcą – lecz funkcjonariuszem ideologicznym. Hitler widział w sztuce narzędzie masowej edukacji, wychowania i kontroli. Wierzył, że obrazy, rzeźby i budynki mogą „kształtować duszę narodu”. Dzieła miały budować dumę rasową, podsycać kult siły, porządkować przestrzeń publiczną. Jego ulubiony rzeźbiarz, wspomniany Arno Breker, tworzył posągi przypominające greckie herosy, ale całkowicie pozbawione duchowości – miały być ciałem ideologii.
W tej narzucanej z góry estetyce odbijały się kompleksy Hitlera z czasów młodości: pogarda dla awangardy, nieufność wobec artystycznej wolności, resentyment wobec środowisk twórczych. Wszystko to, co go kiedyś odrzuciło – artyści, akademie, krytycy – teraz znalazło się pod jego kontrolą. On sam, niespełniony artysta, stał się arbitrem „prawdziwej sztuki”, a jego osobisty gust urosł do rangi państwowego dogmatu.
W latach 1933–1945 setki tysięcy dzieł uznanych za „zdegenerowane” skonfiskowano z niemieckich muzeów. Część zniszczono, część sprzedano za granicę, część skryto w magazynach. Wielu artystów musiało emigrować. Inni – jak Emil Nolde, początkowo sympatyzujący z nazizmem – zostali objęci zakazem tworzenia. Nawet sztuka „z ducha niemieckiego” nie mogła istnieć bez akceptacji władzy.
W tym świecie nie było miejsca na niezależność. Sztuka przestała być dialogiem – stała się monologiem władzy. Paradoksalnie więc, człowiek, który marzył o tym, by zostać malarzem, doprowadził do jednego z największych aktów kulturowej cenzury w dziejach Europy.
Epilog niespełnionej kariery
Pod koniec życia, wiosną 1945 roku, gdy III Rzesza chyliła się ku upadkowi, a Armia Czerwona zbliżała się do zrujnowanego Berlina, Adolf Hitler przebywał niemal nieprzerwanie w ciasnym, betonowym bunkrze pod Kancelarią Rzeszy. Odcięty od rzeczywistości, otoczony wąskim kręgiem lojalnych współpracowników i wiernych sług, spędzał dnie na gorączkowych naradach, sporadycznych spacerach po podziemnych korytarzach i długich, dygresyjnych monologach. Wśród tematów, do których często powracał, znajdowały się jego młodzieńcze marzenia – a zwłaszcza te, których nigdy nie udało się zrealizować.
Martin Bormann, jego osobisty sekretarz i
powiernik, zanotował w jednej z rozmów przy kolacji pełne żalu wyznanie
Hitlera:
„Gdyby mnie przyjęto do Akademii… Może byłbym dziś nikim. Może
siedziałbym spokojnie w jakiejś pracowni i malował katedry…”
To słowa dojmujące, ukazujące nie tylko osobistą frustrację, ale też głęboką świadomość alternatywnej drogi, którą mógł obrać. Zdają się one niemal westchnieniem człowieka, który – choć zrealizował największy projekt autorytarnej władzy w nowoczesnej historii – wiedział, że jego prawdziwe miejsce mogło być gdzie indziej. Siedząc na końcu świata, jaki sam pomógł zniszczyć, wracał do chwil sprzed katastrofy – sprzed odrzucenia, przed wojną, przed nienawiścią.
To gorzka i ironiczna refleksja – nie tylko nad jego losem, lecz nad losami całego kontynentu. Czy możliwe jest, że historia Europy wyglądałaby inaczej, gdyby komisja Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu w 1907 roku wykazała się większą wyrozumiałością? Czy odrzucenie jednego chłopaka, który marzył o sztuce, mogło mieć aż tak tragiczne konsekwencje? Historycy spierają się o to pytanie od dekad, ale bez względu na odpowiedź, fakt pozostaje niepodważalny: Adolf Hitler nigdy nie pogodził się z porażką jako artysta. Zamiast przekuć ją w rozwój, zamknął się w resentymencie, który z czasem przekształcił się w ideologię odwetu, supremacji i totalnej kontroli.
Jego artystyczna klęska – osobista i psychiczna – została przepracowana nie przez twórczość, lecz przez politykę. A polityka ta przybrała formę bezprecedensowej katastrofy. Projekt, który zrealizował, był w istocie estetyczny: III Rzesza miała być dziełem sztuki totalnej, Gesamtkunstwerk – uporządkowanym, monumentalnym, doskonałym. Ale była to sztuka śmierci, zaprojektowana z nienawiści, nie z inspiracji. Gdy spojrzeć na jego plany przebudowy Berlina w „Welthauptstadt Germania”, widać nie tyle wizję artysty, ile obsesję megalomana, który zamiast światła i proporcji, wybrał cień i ciężar.
Jego obrazy – te, które przetrwały – nie są dziś oglądane z zachwytem, lecz z chłodnym dreszczem. Stanowią nie tyle świadectwo talentu, co dokument fascynujący w swoim znaczeniu: pokazują, kim mógł być, a jednocześnie brutalnie przypominają, kim się stał. Widoki katedr, ulic i mostów, które z taką pieczołowitością kopiował w młodości, wyglądają dziś jak puste dekoracje sceniczne. Nie ma w nich ludzi, emocji, dynamiki – tak jak w jego życiu zanikła empatia, relacja, współczucie.
Epilog jego niespełnionej kariery to nie tylko opowieść o osobistym upadku. To symbol tragicznego skrzyżowania talentu bez samokrytyki, ambicji bez edukacji, marzenia bez pokory. I przypomnienie, że odrzucone powołanie, jeśli nie zostanie przepracowane, może zamienić się w furię, która dotyka nie tylko jednostkę, ale i miliony istnień.
Zakończenie
Historia Adolfa Hitlera jako akwarelisty to opowieść o rozczarowaniach, wewnętrznych konfliktach i niezrealizowanych marzeniach, które w końcu przerodziły się w brutalną fascynację kontrolą. Jego sztuka – choć technicznie poprawna i w wielu momentach nawet ładna – nie była w stanie wyrazić najgłębszych emocji, które go dręczyły.
Nie chodziło o brak talentu, lecz o wewnętrzną pustkę, którą próby twórcze nie były w stanie zapełnić. Ostatecznie to, czego nie potrafił przekazać w swoich obrazach, przeniknęło w jego późniejsze życie, które stało się pasmem prób wymuszenia porządku na świecie poprzez destrukcję.
W jego młodości malowanie było dla niego czymś więcej niż tylko pasją – było sposobem na ucieczkę przed światem zewnętrznym, próbą stworzenia własnej rzeczywistości. Jednak odrzucenie, które spotkał na swojej drodze do Akademii Sztuk Pięknych, pozostawiło go z poczuciem nie tylko porażki, ale też nieakceptacji. To odrzucenie miało swoje konsekwencje nie tylko dla jego poczucia własnej wartości, ale i dla sposobu, w jaki postrzegał świat. Wspomnienie o tym, że nie został przyjęty do akademii, z biegiem lat stało się dla niego symbolem większego, osobistego upokorzenia – czegoś, co musiał zwalczyć za wszelką cenę.
To poczucie bycia nieakceptowanym, nie docenianym, nie rozumianym – w tym przypadku przez elitę artystyczną – stało się fundamentem późniejszych decyzji Hitlera. Zamiast odnaleźć swój głos w sztuce, przeniósł swoją frustrację na zniszczenie wszystkiego, co mu się nie podobało. W polityce, podobnie jak w swojej sztuce, starał się podporządkować świat swojej wizji, tworzyć rzeczywistość, w której nie było miejsca na sprzeciw, na inność, na różnorodność.
Jego malarstwo, choć pełne staranności i technicznej poprawności, stało się metaforą jego osobistej walki z własnym ego i z światem. To właśnie te nieudane próby twórcze, połączone z osobistym odrzuceniem, wytworzyły wewnętrzną frustrację, która ostatecznie stała się paliwem dla jego politycznej ideologii. Zamiast tworzyć, wybrał destrukcję, a jego marzenia o tworzeniu piękna zamieniły się w obsesję kształtowania rzeczywistości w sposób, który podporządkowywał wszystko jego wizji.
Historia Hitlera jako akwarelisty jest więc nie tylko opowieścią o artystycznym niepowodzeniu, ale także o psychologicznym rozpadzie, który prowadzi do zbrodni. To pokazuje, jak głęboko w odrzuceniu i frustracji może zakorzenić się chęć dominacji i zniszczenia, a także jak ważne jest zrozumienie ludzkiej wrażliwości i potrzeby akceptacji, zanim przeistoczy się ona w coś niebezpiecznego i destrukcyjnego.
********
JEŚLI SPODOBAŁ CI SIĘ FELIETON - NIE WAHAJ SIĘ POSTAWIĆ KAWY ! TO JEDYNA FORMA FINANSOWANIA PORTALU