Świdnickie Spotkania Akwarelowe to nowy, trzydniowy festiwal malarski, który odbył się w dniach 15–17 sierpnia 2025 roku i zorganizowany został przez Świdnicki Ośrodek Kultury pod artystycznym patronatem Stowarzyszenia Akwarelistów Polskich. 
Z ramienia ŚOK główną organizatorką imprezy była Marta Ciućka, wspomagana przez rzeszę wolontariuszy oraz pracowników obsługi.
Całość eventu miała miejsce w dwóch naczelnych lokalizacjach: w Klubie Bolko przy pl. Grunwaldzkim 11 w Świdnicy oraz w Galerii Fotografii na Rynku.
Wydarzenie szybko przyciągnęło ogromne zainteresowanie – przygotowano 150 wejściówek, które sprzedały się w krótkim czasie. 
Ponadto poza wejściówkami można było dołączyć do imprezy z wolnej stopy – ograniczenie obejmowało tylko brak torby prezentowej, brak wstępu na demo otwarcia i zamknięcia (Michael Solovyew i Michał Suffczyński) oraz brak możliwości uczestnictwa w wycieczce.
Wejściówka (100 zł) uprawniała do:
•    udziału we wszystkich pokazach,
•    torby z upominkami,
•    identyfikatora,
•    udziału w plenerach i demo,
•    wycieczki „Śladem piwa świdnickiego”,
•    darmowego wstępu do niektórych instytucji (np. Muzeum Dawnego Kupiectwa),
•    zniżek w lokalnej gastronomii, targach i zwiedzaniu 
PRZED WYDARZENIEM
Warsztaty i inne atrakcje – plan się tworzy
Zjazd akwarelistów byłby niczym bez organizacji pokazów malowania – zarówno w formie dema, jak i możliwych do zakupienia warsztatów. 
De facto to one były właśnie sercem wydarzenia. 
Wraz z prowadzonymi min przez Stanisława Pokorskiego czy Macieja Zaborowskiego plenerami- skutecznie zajmowały uwagę przybywających do Świdnicy pasjonatów. Były również doskonałym sposobem na podciągnięcie swojego warsztatu.
Choć dodatkowo płatne – cenowo wypadały naprawdę korzystnie.
Bez różnicy było czy warsztaty prowadzi międzynarodowa sława jak Michael Solovyew czy też nasi rodzimi akwareliści z SAP- cena za warsztaty była zawsze taka sama (250zł za 3.5 godziny).
Pośród zaproszonych do prowadzenia warsztatów, dem oraz plenerów gości byli:
Michael Solovyev 
Mona Omrani
Tess Pliskovskaya
Grzegorz Wróbel
Stanisław Przewłocki
Stanisław Pokorski
Maciej Zaborowski 
Michał Suffczynski
Andrzej Gosik
Artur Przybysz
Dodatkowo nad jednym z plenerów (z którego musiał nieszczęśliwie wycofać się Krzysztof Ludwin) czuwała sama Marta Ciućka – od niedawna także członkini Stowarzyszenia Akwarelistów Polskich.
Złe miłego początki, czyli rejestracja i inne paranoje
Skoro jesteśmy już przy temacie warsztatów – to nie mogę nie wspomnieć o tym, jak wyglądał zakup biletów i dlaczego już w kwietniu wydawało się, że ta impreza nie może się udać…
Za rezerwację i sprzedaż zarówno wejściówek, jak i warsztatów – odpowiadał system informatyczny podpięty dla Świdnickiego Ośrodka Kultury. 
Niby twór sprawdzony i działający, bo obsługujący na co dzień sprzedaż biletów na wszelkie wydarzenia organizowane przez ŚOK. Wydawał się idealnym sposobem na obsłużenie także ŚSA. Nikt jednak najwyraźniej nie wziął pod uwagę, że sprzedaż lokalna może się „NIECO” różnić od sprzedaży masowej podczas której ponad 100 czy 200 osób walczy o kilka miejsc na warsztatach…
Sprzedaż wejściówek na wydarzenie nie zapowiadała mającego nastąpić Armagedonu i  szła całkiem sprawnie – przynajmniej u mnie poszło OK, a i zażaleń żadnych od znajomych nie słyszałam. Wejściówki rozeszły się w ciągu kilkudziesięciu minut i wszyscy byli zadowoleni.
Koszmar zaczął się w momencie, kiedy do sprzedaży wjechały warsztaty…
Tego już system nie zdzierżył – jednoczesny „atak” tak dużej ilości zainteresowanych miejscami osób- rozłożył sprzedaż na łopatki.
Przy limicie miejsc 12 osób na warsztat- trudno było się dziwić zażartej walce – szczególnie o nazwiska takie jak Solovyew czy Fuentes.
Nawet wrzucenie do koszyka określonych biletów nie gwarantowało totalnie NIC, choć organizator początkowo zapewniał, że po wrzuceniu do koszyka ma się kwadrans na płatność Po 15 minutach nie było czego szukać. Ba ! Często w ogóle nie było czego szukać, bo produkt niby siedzi w koszyku, a zapłacić się nie da 🙂
Wisi i amen w pacierzu. A przelogowane w ogóle czyści koszyk i zostaje się z ręką w nocniku.
Co ciekawe- problem nie dotyczył wcale osób ze słabym łączem internetowym. Specjalnie zostałam w pracy aby robić zamówienie na potężnych łączach uniwersyteckich a nie na mobilnym z telefonu – ale nawet to nie ustrzegło mnie przed problemami. 
Złapany i zapłacony osobny najpierw Fuentes, a później Przybysz. Suffczynskiego, Sołovyewa, Wróbla i ekipy już nie było.
Ale są dwa dobre nazwiska- więc radość jest wielka !
Wprawdzie coś te bilety niemrawo przychodzą, ale skoro zapłacone to jest.
Mija pół godzinki i przychodzi Przybysz. Po czym po kilku minutach przychodzi kolejny bilet i…. znów Przybysz!
Ale że jak to, skoro zapłacony był Fuentes?!?!
Dwa Przybysze?!?!
Tak tak moi Państwo !
System dostał kota i zaczął księgować wpłaty niekoniecznie na poczet tego, co było w koszyku 🙁 I choć był to przypadek rzadki i wiem tylko o 1 osobie która miała to samo- to jednak wpadka się zdarzyła i Fuentesa nie było. Znajomy informatyk oskarżył o to źle stworzoną bazę danych. Czort je wie, liczy się efekt – a ten był zaiste kiepski.
Sprawa nie do odkręcenia – Fuentesa już nie ma i co nam pani zrobisz?
Można oddać jednego Przybysza i przecież już po problemie ! Przynajmniej wedle organizatorów, bo wedle wściekłego użytkownika to tak niekoniecznie skoro zamiast dwóch warsztatów nagle ma jeden… 
Mleko się jednak rozlało, rzesza ludzi z zawieszonymi koszykami nie kupiła totalnie nic, a po kilku minutach od rozpoczęcia sprzedaży było doszczętnie pozamiatane nawet mimo „zwiech” i uwalniania takich zablokowanych biletów. I nie wiadomo było kogo właściwie winić- orgów, ŚOK, informatyków czy po prostu życiowego pecha… Shit happens!
I ta właśnie przygoda z niesprawnym systemem od razu ustawiła mnie na torze- nie będzie dobrze skoro już na początku sobie nie radzą. Będzie tylko gorzej, bo im dalej w las- tym więcej drzew !
Szczęśliwie tym razem okazało się być zupełnie inaczej…
Program, czyli jak zalatać nagłe dziury
Kiedy kurz bitewny już opadł – tym, którzy nie załapali się na żadne warsztaty- przyszło bliżej zapoznać się z zaproponowanym programem wydarzenia i tym, na co mogą jeszcze pójść.
I tutaj należą się słowa uznania do organizatorów, bo program był pisany dla wszystkich, a nie tylko płacących użyszkodników. 
Wszystkiego było dużo, a to co było proponowane za free- wcale nie było gorsze od opcji płatnych i nierzadko trzeba było wybierać- warsztat czy demo, warsztat czy plener?
Ta różnorodność wszystkiego i ukłon w stronę osób bez warsztatów i wejściówek postawił Świdnickie Spotkania Akwarelowe w dużo lepszym świetle niż nieszczęsna sprzedaż. 
Wszystko szło dobrze przez pierwsze miesiące oczekiwania- po czym nagle zadziałało prawo Murphy’ego mówiące, że jeśli coś może pójść źle, to pójdzie – i nagle w ciągu 1 wieczora okazało się, że ze względów od nich niezależnych nie dotrą Vincente Garcia Fuentes na warsztat oraz Krzysztof Ludwin na plener.  
W tym przypadku znów błyskawicznie zadziałali organizatorzy – plener pod swoje skrzydła przejęła Marta Ciućka, zaś za Vincente Fuentesa pojawiła się Tess Pliskovskaya. Co ważne- nie było problemów ze zwrotem biletów gdyby ktoś, kto miał je kupione na Fuentesa nie chciał iść do Tess (a wróciło i powtórnie sprzedało się sporo miejsc). Ostatecznie wszystko wyprzedano, choć targi między ludźmi toczyły się niemal do samego końca. 
Niektórzy na tym skorzystali. Ja na pewno.
Tutaj również nad transakcjami mocno czuwali organizatorzy którzy nie chcieli sytuacji, że ktoś jeden bilet sprzedał 10 osobom i zniknął. Bilet po odsprzedaży był zgłaszany i w systemie i przerejestrowywany ze starego na nowego właściciela.
I chociaż zawsze mógł się trafić jakiś przekręt i ktoś kto nie chciał zgłosić zmiany – to jednak zaangażowanie ekipy organizującej event powodowało znacznie mniejsze ryzyko oszustwa. O żadnym przypadku problemów również nie słyszałam- więc najwyraźniej to zadziałało. 
STARTUJEMY !
Rejestracja i odbiór toreb
Rejestracja uczestników startowała o godzinie 10.00 w Galerii Fotografii (tej samej, w której potem była wystawa) na Rynku. W założeniu miała potrwać do 11.30 – ale jak ktoś się nie wyrobił, to swój identyfikator i torbę mógł odebrać w klubie Bolko.
Przybyliśmy małą ekipą tuż po 10.00 – nie było jeszcze tłumów i wszystko szło bardzo sprawnie. Dwa stanowiska z alfabetycznym podziałem  usprawniały rozdzielanie pakietów startowych.
W pakiecie był identyfikator, goodie bag oraz dodatkowe kartki z rozpiską wydarzenia, info o konkursach i o zniżkach w lokalach dla uczestników Świdnickich Spotkań Akwarelowych (bardzo dużo lokali wzięło udział w tek akcji- zniżki to 10 do 20%). Tak wyposażonym można było ruszyć do Klubu Bolko, gdzie odbywała się główna część imprezy oraz targi artykułów plastycznych.
Odległość obu obiektów wobec siebie była niewielka i łatwo było trafić.
Co znajdowało się w goodie bagach możecie zobaczyć tutaj:
Infrastruktura – czyli dlaczego nie dla każdego i czy na pewno?
Zasadnicza część wydarzenia odbywała się w Klubie Bolko (pl. Grunwaldzki 11) zlokalizowanym w starej, odrestaurowanej kamienicy.
Co jak od razu można się domyślić – wykluczało udział osób niepełnosprawnych. A przynajmniej ich części.      
Budynek nie był architektonicznie dostosowany do potrzeb osób poruszających się na wózkach – główną barierą były wysokie wejściowe schody. Samo piętro było dużo lepiej dostosowane – brak progów, szerokie drzwi.
I o ile dla osoby z niepełnosprawnością wymagającej stałego poruszania się na wózku dostanie się do środka byłoby faktycznie skomplikowane, tak przy poruszaniu się wspomaganym np. kulami czy chodzikiem – jak najbardziej dało się dostać do środka i korzystać z atrakcji.
Organizatorzy zadbali bowiem o dużą ilość krzeseł na sali gdzie odbywały się dema oraz o stworzenie pokoju odpoczynku gdzie w komfortowych warunkach można było odsapnąć. Nie było się na pewno skazanym na długie i niewygodne stanie oraz bieganie między budynkami na poszczególne wydarzenia.
Podobnie dostosowane do siedzenia i z dużą ilością miejsca do poruszania się były sale w których odbywały się warsztaty. Żadnych niepotrzebnych „zawalidróg”, zaś dema były pokazywane na dużym ekranie dzięki rzutnikom. Nie było walki o miejsce i tłoczenie się nad głową malującego przy jego stole. Bardzo na plus!
Ukłon dla organizatorów należy się także za zorganizowanie tłumacza, a raczej tłumaczki w osobie Iwony Machoń- Pluszczewskiej - która pojawiała się na wszystkich anglojęzycznych częściach i tłumaczyła najważniejsze kwestie. 
I choć quinacridone gold dało ostro popalić  – tak dla osób nie znających języka Szekspira było to tłumaczenie bardzo pomocne. Nie zapominajmy bowiem, że duża część akwarelistów to osoby bardziej zaawansowane w latach doświadczenia na tym świecie, które nie zawsze miały sposobność uczyć się języka angielskiego. Brawo, że nie zostały wykluczone i mogły na równi z innymi skorzystać z doświadczenia zagranicznych zaproszonych gości. 
Mimo, że to nieprzystosowanie budynku dla wszystkich gości nieco bolało – to trzeba wziąć pod uwagę, że centrum Świdnicy oferuje ograniczoną możliwość znalezienia odpowiedniego obiektu bez barier. Wykluczenie było – ale i tak zminimalizowane tak bardzo, jak tylko się dało.
Co najistotniejsze w tym wszystkim – przy zakupie wejściówek istniała jasna informacja,  o niedostosowaniu obiektu dla osób niepełnosprawnych. Nic nie było ukryte, ani zatajone – wręcz zwracano na to uwagę.
Czy zatem osoby o niepełnej sprawności mogły w ogóle skorzystać choć z części atrakcji?
Według mnie jak najbardziej !
Plenery na świeżym powietrzu oraz wystawa prac nie miały barier architektonicznych, a przy wysokim uporze i pomocy ze 2 miłych panów nawet wózek by się dało wstawić na piętro klubu Bolko i tam z poruszaniem się nie byłoby problemu. Jedna sala warsztatowa znajdowała się na dole  co też rozwiązywało problem. Tak właściwie, gdyby zdołać przy schodach zamontować na przyszłość podnośnik dla wózków- to problem w dużej mierze byłby rozwiązany. 
I choć nie leży to w gestii organizatorów a raczej władz miasta – to ta gra jest warta świeczki. Szczególnie przy unijnych dofinansowaniach do takich działań. 
Zaś zanim ktoś zarzuci mi, że dobrze jest pisać komuś kto nie ma pojęcia o barierach i wykluczeniu – piszę to z perspektywy osoby o wrodzonej lekkiej niepełnosprawności ruchowej, która także niejednokrotnie poruszała się o kulach i ma specyficzne potrzeby w tym zakresie.  W moim odczuciu organizatorzy zrobili ze swojej strony co mogli, aby obiekt działał sprawnie i był wygodny dla wszystkich, którzy zdołają pokonać nieszczęsne schody 😊 
Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnych edycjach być może uda się wykorzystać na Świdnickie Spotkania Akwarelowe sąsiadujący z Galerią Fotografii teatr, który teraz był w remoncie. A może i remont przyniesie szereg udogodnień i zniesie bariery?
Targi artykułów plastycznych
Targi odbywały się w holu Klubu Bolko – nie dało się ich ominąć wchodząc. Przewidziane były na piątek i sobotę – w niedzielę przez jakiś czas stał jeszcze Roman Szmal.
Przyznam uczciwie, że z braku czasu nie miałam możliwości odwiedzić wszystkich stoisk i zainteresować się dostatecznie mocno oferowanym towarem. Większość zdjęć z tego fragmentu pochodzi od mojej pomocy technicznej która wzięła na siebie część obowiązków oraz nagrań.
Mimo to wiem, że swoje stoiska mieli: Renesans, Roman Szmal, Barwoteka, Papier Artystyczny, Caran d’Ache, Koh I Noor. Nie wykluczam, że było jeszcze jakieś ale totalnie go nie zauważyłam.
Zaopatrzenie było imponujące- stoły uginające się od materiałów i dużo zainteresowanych osób. Nie wiem czy cenowo było coś taniej niż normalnie- ale pewnie była taka szansa skoro w Rybniku ten system działał. Plus niektóre firmy dawały kupony rabatowe gdyby chcieć zamówić coś online.
Jeśli komuś czegoś zabrakło- z powodzeniem dokupił to na miejscu. A i nowe perełki mógł znaleźć i uzupełnić swój stan posiadania (albo opróżnić portfel 😀 )
Dema, czyli Mistrzowie Akwareli w akcji
Pierwszym demem – czyli demem otwarcia- było to prowadzone przez Michaela Solovyewa. Michael zaprezentował na nim portret baletnicy. 
Przy okazji dał się poznać jako człowiek bardzo wesoły i otwarty, mający do siebie dystans.
Kolejne dema prowadzili: Mona Omrani (błyszczący samochód), Andrzej Gosik (portret kobiety z tatuażem), Artur Przybysz (miejska architektura wieczorna) oraz w ramach zamknięcia- Michał Suffczyński który zaprezentował architekturę Świdnicy.
Przewidziany czas na pojedyncze demo wynosił 1.5 godziny- jednak często artyści kończyli je wcześniej. 
Chociaż każde demo było unikalne i jego prowadzący malował w innym stylu- z każdego można było wynieść ogrom inspiracji oraz wiedzy w postaci podpatrzonych trików i sposobów nakładania farby.
Jednocześnie odgrodzenie malującego i zapewnienie transmisji na rzutnik – pozwalały zachować spokój na sali i zapewnić komfort nie tylko prowadzącemu, ale także zainteresowanym uczestnikom. 
Ta formuła w moim odczuciu sprawdziła się dużo lepiej niż dopuszczanie ludzi do stołu.
Co się tyczy jakości obrazu – najlepiej wyświetlone zostało demo Solovyewa. Kolejne po nim już bardziej smużyły- co był widać szczególnie w ekranach telefonów przy próbie nagrania lub zrobienia zdjęcia.
Przez chwilę sądziłam nawet że może problem leży po stronie mojego telefonu, ale jednak nie. Inni uczestnicy mieli podobnie. 
Trochę szkoda, bo demo otwarcia poszło bardzo dobrze. Mimo tego drobnego defektu – całość akcji zdecydowanie na plus.
Wywiady
Jako Inżynieria Akwarelowa jadąc na tak duże wydarzenie, nie mogłam nie spróbować pozyskania dla Was materiałów unikatowych. 
Materiałów,  które nie tylko przybliżyły by Wam klimat wydarzenia, ale także zaprezentowały ciekawe sylwetki twórców którzy zaszczycili Świdnickie Spotkania Akwarelowe  swoją obecnością.
Jeszcze przed wyjazdem poprosiłam o możliwość rozmowy Andrzeja Gosika (zgoda i doskonały kontakt od pierwszej chwili), Artura Przybysza (zgoda), Grzegorza Wróbla (brak odpowiedzi, jak się okazuje zawiodła technika) oraz kogoś, kogo znacie z grupy jako niemalże koleżankę- Kasię Kmiecik (zgoda).
Dla każdej z tych osób przygotowałam jeszcze przed wyjazdem zestaw pytań do autoryzacji który wcześniej im udostępniłam (każda osoba miała inne pytania).
I wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze?
PRZESZARŻOWAŁAM. 
Źle oceniłam czas na ogarnięcie wszystkiego i zwyczajnie napięłam plan tak bardzo, że w pewnym momencie się wszystko czasowo rozsypało – za co do tej pory mi wstyd.
Zdążyłam przeprowadzić wywiad z panem Andrzejem Gosikiem i Grzesiem Wróblem (który okazał się chętny gdy się dowiedział o sprawie), nie zdołałam jednak czasowo umówić się z Arturem Przybyszem i Kasią Kmiecik (która łaskawie uznała, że może nam dać pisemne odpowiedzi, podobnie jak kiedyś Aneta Gajos).
Oczywiście pokajałam się i sprawę wyjaśniłam, ale niesmak pozostaje.
Jeśli jakimś cudem trafi ten artykuł do Artura Przybysza- panie Arturze- jeszcze raz najserdeczniej przepraszam za zaistniałą sytuację i liczę, że będzie okazja aby to kiedyś nadrobić.
Kasiu – dzięki za zrozumienie sytuacji !
Wywiad z Andrzejem Gosikiem możecie zobaczyć tutaj:
Wywiad z Grzegorzem Wróblem : 
Warsztaty-  mnogość atrakcji wszelakich
Największą atrakcją Świdnickich Spotkań Akwarelowych były bez wątpienia właśnie warsztaty.
Kameralne, 12 osobowe grupy zapewniały doskonałe warunki do pracy oraz wystarczającą uwagę prowadzącego.
Pośród warsztatów można było wybierać z :
Michael Solovyev  - Pejzaż miejski
Mona Omrani – Kwiaty w błyszczącym naczyniu
Tess Pliskovskaya - Portret przy użyciu techniki air touch
Grzegorz Wróbel – Jak zacząć malować szkło
Stanisław Przewłocki – Ekspresja w pejzażu
Michał Suffczyński – Architektura góralska w pejzażu
Andrzej Gosik - Owady
Artur Przybysz – Krajobraz miasta
Pomimo pierwotnych zakupów straciłam warsztaty u Artura Przybysza- gdyż był taki czas, kiedy sądziłam, że z powodów zdrowotnych nie zdołam dojechać do Świdnicy i cały swój pakiet sprzedałam… 
Ale jak to mówią- co ma wisieć nie utonie – w zamian zyskałam całkiem inne warsztaty, a i wejściówka była 😊 W tym miejscu ukłon dla Mariusza Niebudka który wiedząc jak wygląda sytuacja i że chciałam koniecznie zobaczyć Stanisława Przewłockiego (a od początku nie zdołałam upolować) – odstąpił mi wspaniałomyślnie swoje miejsce.
Z racji tego, że jak całe życie twierdzę- „Nie ma przypadków, są tylko znaki” – to i kilka dni przez ŚSA trafiły mi się z 2 obiegu bilety do Grzesia Wróbla i Michała Suffczyńskiego. 
I choć zarzekałam się długo i uparcie, że jeśli temperatura osiągnie 30C to nigdzie nie pojadę – to przy takim układzie wydarzeń nie mogłam zrezygnować. Temperatura dobiła 35C w piątek…. Na szczęście w kolejne dni było lepiej.
 I tutaj cześć i chwała organizatorom, że sale warsztatowe wyposażyli  w wiatraki które pomagały przetrwać te upały. W samym Bolko temperatura też była  znośna. Plus było darmowe picie w strefie chillioutu, gdzie niestety nie było wiatraków.
Program był skonstruowany w ten sposób, że jednocześnie toczyły się dwa warsztaty – więc nawet mając okazję upolować bilety na wszystko- z połowy trzeba było zrezygnować. I było to dobre, bo dawało szanse większej ilości uczestników. 
Każdy z warsztatów były unikatowym przeżyciem- odmienni prowadzący, różne style i sztuczki. Na wszystkich można było nauczyć się czegoś innego- zatem każdy niezależnie od poziomu i doświadczenia mógł znaleźć coś dla siebie.
I tak u Grzesia Wróbla zamiast robić wielkopomne dzieło do „podobania się”-  uczyliśmy się teorii i podstaw malowania szkła w taki sposób, aby wychodziło realistyczne. U Stanisława Przewłockiego panował dużo większy luz – nacisk był kładziony na samodzielną pracę oraz własną interpretacje motywów zamiast powtarzania jednego i tego samego motywu nauczyciela. Zaś u Michała Suffczyńskiego szlifowaliśmy rozlewanie plam, tworzenie gradientów oraz prawidłowe rozmieszczenie architektury w pejzażu (każdy z warsztatów opisałam osobno w postach na FB)
Nie słyszałam ani o jednej osobie, która z warsztatów jakie wybrała byłaby niezadowolona, zaś o ich poziomie świadczyły przekazane na „mokrą wystawę” prace uczestników. 
				
			
		
				
			
		Plenery, Aquareliana i inne aktywności
O plenerach niestety nie będę mogła powiedzieć wiele ponad to, że się odbyły i cieszyły całkiem dużą popularnością. Maciej Zaborowski, Stanisław Pokorski oraz Marta Ciućka podczas wspólnego szkicowania wprowadzali zabranych ze sobą uczestników w świat szkicu i perspektywy. 
Z zasłyszanych opinii dowiedziałam się jednak, że wiele osób było za tym, aby w kolejnych edycjach czas trwania plenerów wydłużyć – 1.5 godziny okazało się być zbyt krótkim czasem na rozłożenie się i malowanie.
Po całodniowych aktywnościach w piątek i sobotę o godzinie 18.00 organizowane były krótkie spotkania mające na celu podsumowanie dokonań i przede wszystkim – zrobienie wspólnego zdjęcia grupowego. W niedzielę rolę tę przejęła wystawa prac uczestników w  Galerii Fotografii, gdzie każdy mógł (a nawet powinien) zaprezentować jedną pracę stworzoną podczas wydarzenia.
Ciekawym pomysłem było zorganizowanie Aquareliany- czyli wieczornych spotkań integracyjnych. Wprawdzie w praktyce wychodziło to różnie i ludzie  nie docierali w komplecie albo zmieniali lokal w trakcie  - ale samo założenie było słuszne. Nieco tylko onieśmielało ludzi nie mających wielu znajomych to, że uczestnicy byli rozlokowani w obu lokalach na małe stoliki- tylko organizatorzy i zaproszeni goście mieli większy stół. I jak ktoś przyjeżdżał sam- trudniej było mu się zintegrować i dosiąść do „obcych”.  Ogarnięcie większych powierzchni skoro i tak były robione rezerwacje – mogłoby częściowo ten problem rozwiązać.
Może za rok warto pomyśleć, czy nie dało by się zrobić też jakichś wspólnych stołów?
Muszę też dodać, że w roli lokalu integracyjnego lepiej w moim odczuciu sprawdziła się Łaźnia niż Alfama Pub- a to z jednego prostego powodu. Łaźnia oferowała kartę dań- zaś w Alfamie było może 5-6 pozycji i … alkohol. Tymczasem ludzie, którzy często cały dzień nic nie jedli- chcieli o tej 19.00 czy 20.00 nadrobić karmienie.  
W Alfamie było z tym ciężko i całe duże grupy (czego byłam świadkiem) po spojrzeniu na menu zbierały się do wyjścia i zasiedlały inne lokale, bardziej nastawione na gastronomię.  To zjawisko nieco rozbijało grupę, a szkoda.
W niedziele dla osób posiadających wejściówkę (i nie będących akurat na warsztatach Artura Przybysza lub Andrzeja Gosika) zorganizowana była  wycieczka „Śladem piwa świdnickiego”. Na nią również nie dotarłam ani ja ani moja pomoc, bo miałyśmy zgoła ciekawsze zajęcia i towarzystwo (ktoś musi pracować by kupić mógł ktoś…)   Wiadomo mi, że się odbyła i że był przewodnik. Piwa ponoć nie było.
				
			
		
				
			
		Wystawa zamykająca 
Wystawa odbyła się w niedzielę o godzinie 16.00  i zgromadziła ponad 150 prac zarówno uczestników, jak i akwarelistów prowadzących zajęcia. 
Rozpoczęła się przemówieniem dyrektor Bożeny Kuźmy oraz głównej organizatorki z ramienia ŚOK – Marty Ciućki. Wtedy też ogłoszone zostały wyniki trzech mini-konkursów które były prowadzone podczas Świdnickich Spotkań Akwarelowych. 
Potem szybka wspólna fota i na salę…
Oprawione dzięki panu Robertowi Kukła prace zostały zaprezentowane w klimatycznej, przepięknej przestrzeni Galerii Fotografii (ach te sufity!) 
Wiszące razem prace sprawiały niesamowite wrażenie i były polem do wspólnych dyskusji oraz robienia zdjęć.
Chwila zadumy i…. koniec.
Kto mógł szedł się jeszcze pointegrować – kto nie mógł pakował się w podróż do domu…
*****
Co można poprawić na kolejną edycję  ?
Świdnickie Spotkania Akwarelowe okazały się wydarzeniem dużo większym i lepiej zorganizowanym niż można by sądzić na pierwszy rzut oka.
Mimo, że początkowy system zakupu warsztatów dawał do myślenia i był dla wielu osób zniechęcający - to tak naprawdę okazał się jedyną rzeczą, która nie do końca zadziałała. I bardziej zależał od ŚOK i ich systemu informatycznego niż realnych orgów.
I choć może to zabrzmieć wręcz nieprawdopodobnie – nie udało mi się znaleźć niczego, do czego można by się przyczepić i gdzie wina leżałaby po stronie organizatorów. 
Serio- no nie nawalili ! 
Mimo, że jechałam tam z silnym postanowieniem aby wszelkie wpadki wyłapać  to nie dali mi totalnie żadnego powodu aby się go uwiesić i marudzić. Czy to źle?
NIE !
Wręcz przeciwnie – bo oznacza to, że organizacja stała na najwyższym poziomie i ogrom rzeczy które mogły paść- nie padło albo zostało błyskawicznie rozwiązane (jak kilkuminutowy brak ciepłej wody w chillroomie) 
Organizatorzy i wolontariusze naprawdę dbali o porządek, sprawne działanie całości, komfort, o zgody prawne i milion innych rzeczy. Ostrzegali przed upałem i wystawianiem się na słońce, apelowali  o rozsądek i zwracanie uwagi na siebie nawzajem. Pilnowali list warsztatowych i niejako czuwali w jednym punkcie aby móc pomóc czy wyjaśnić niejasności uczestnikom. Dużo ich było także między ludźmi.
Osobiście muszę w tym miejscu podziękować Marcie Ciućce za osobiste zaangażowanie w usprawnienie pracy Inżynierii Akwarelowej oraz całą okazaną serdeczność, a Mariuszowi Niebudkowi za całokształt działań dzięki którym IA w ogóle zjawiła się na wydarzeniu pomimo międzyczasowych komplikacji.
Ale skoro miało być o tym co by tu zmienić…
DŁUŻSZA PRZERWA
Jest taka rzecz która od początku wiedziałam, że się nie sprawdzi i którą podnieśli potem niemal wszyscy – godzinna przerwa między warsztatami. W trakcie wydarzenia także sami organizatorzy zorientowali się w sytuacji i zauważyli swój błąd.
Przy znacznej kumulacji ludzi w Świdnicy z okazji długiego weekendu (nie byliśmy wszak jedyni) – żadne okoliczne knajpy nie były w stanie ogarnąć wydawania posiłków w takim tempie, aby akwareliści zjedli i zdążyli na czas.
Średni czas wydania obiadu oscylował od 30 do nawet 60minut – a potem trzeba było jeszcze go zjeść.
Dla kogoś, kto miał np. spięte 2 warsztaty czy warsztat i demo – oznaczało to przymusowy post, bo nawet Żabki zostały ogołocone z ciepłych posiłków.  
Minimalna przerwa to 1.5 godziny, optymalnie nawet do 2 godzin – nawet gdyby miało to oznaczać start wydarzenia o 9.00 lub przesunięcie godziny dziennego zakończenia planu. Regularne odżywianie się ważne jest, a tutaj mocno się skomplikowało i jeśli ktoś nie złapał czegoś późniejszym wieczorem to miał problem.
Plus przydało by się jeszcze jedno małe udogodnienie – nawet wycięte w rogu sali czy chillromie. MIEJSCE NA ZŁOŻENIE BAGAŻU !
Wiele osób przyjeżdżało w piątek i wyjeżdżało w niedziele – a niekoniecznie miało samochód mogący służyć za przechowalnię. Oznaczało to niestety, że przy 35 stopniowym upale były one skazane na taszczenie całego bagażu ze sobą i kombinowanie gdzie go upchnąć by można uczestniczyć w wydarzeniu. 
Hotele, hostele, apartamenty – często nie wpuszczają przed 14.00 – a wtedy startowały warsztaty. Tak samo nocleg opuścić trzeba między 10.00 a 12.00 – co oznacza ponownie robienie za ślimaka i pchanie się z gratami na wystawę…  
Mało komfortowa sytuacja, której można bezkosztowo zapobiec, a z której totalnie mogą nie zdawać sobie sprawy osoby lokalne albo poruszające się autami.
Poza tymi 2 rzeczami – wszystko działało bardzo dobrze i zmian nie wymaga. Dobrze to świadczy o organizacji wydarzenia.
*****
Wszyscy święci  pracujący – czyli komu należą się podziękowania 
Nie wiem, czy udało mi się zdobyć dokładnie wszystkie nazwiska, ale dzięki uprzejmości Marty Ciućki  powinnam mieć znaczącą większość tych, którym za organizację należą się podziękowania.
Bo takie wydarzenie to nie tylko główny pomysłodawca koordynujący całość – to także rzesza wolontariuszy oraz osób z korpusu technicznego którzy dbają o sprzęt oraz infrastrukturę. Dużo ludzi pracujących jak mróweczki aby wszystkim nam było dobrze- nawet jeśli nie widzimy ich przemykających bokami i wykonujących swoją ciężką pracę.
Jeśli kogoś nie uwzględniłam- serdecznie przepraszam ! A nie wierzę, aby ktoś nam się nie zgubił…
Tymczasem spójrzcie na nazwiska tych, których wyłapałam i powiedzcie im: DZIĘKUJĘ !
Marta Ciućka- główna organizatorka, Świdnicki Ośrodek Kultury
Bożena Kuźma- dyrektorka Świdnickiego Ośrodka Kultury
Grupa Tworząca:
Ewa Grzyb
Ola Biały
Anna Larina-Dzimira
Mariusz Niebudek
Roman Szmal
Pracownicy ŚOK i wolontariusze:
Robert Kukla
Penelopa Rybarkiewicz- Szmajduch
Ewa Pawlik 
Kazimierz Golecki
Łukasz Kasprzyk
Jadwiga Czyżewska
Joanna Toruńska
Marzanna Krynicka 
Iwona Machoń- Pluszczewska
Mariusz Wiszczuk
Magda Adamska
Paweł Zając
Mateusz Rychel
a także dla wszystkich sponsorów wydarzenia 
*****
JEŚLI SPODOBAŁO CI SIĘ TO OPRACOWANIE - POSTAW KAWĘ I DORZUĆ SIĘ NA OPŁATĘ ZA SERWER I DOMENĘ
					








