Zostawanie mistrzem- zwyciężanie- to proces, a nie wydarzenie.
Wymaga czasu, samodyscypliny i ogromu pracy.
Nie przychodzi łatwo, a czasem trzeba iść bardzo, bardzo długo.
Ale nigdy nie dojdzie ten, który w ogóle nie rozpocznie swojej wędrówki....
Już dzisiaj widać, że wśród nas są przyszli Mistrzowie- i to nawet nie dlatego, że teraz malują najwybitniejsze prace.
Oni
mają cechy przyszłych mistrzów jak upór, wytrwałość i niezłomność - i
na pewnym odcinku dzięki temu wyprzedzą tych "lepiej malujących" ale
zniechęconych.
Będą mijać najpierw tych, którzy zaczęli pod wpływem impulsu i szybko odpadli.
Potem tych, którym po drodze coś wypadło i musieli zrezygnować lub wstrzymać wspinaczkę na czas jakiś.
Bo
wstrzymanie się na jakiś czas to nie koniec podróży. Można zaobozować
tydzień, dwa, kilka tygodni- aby nabrac sił, uzupełnić sprzęt i zapasy-
ale później trzeba ruszyć, zmobilizować się i nadgonić stracone metry. Z
obozu można wciąż ruszyć, albo poddać marzenie.
Kolejni zatrzymani
na drodze i mijani przez przyszłych mistrzów będą ci, którzy się na
pewnym etapie znużyli, zmęczyli, przestali widzieć swój szczyt.
Zamiast
szczytu mają dookoła siebie mgłę i zapominają, że mgła z czasem opada, a
góra wcale nie znika. Ci albo uwierzą, że góra wciąż tam jest i trzeba
powoli podążać na przód, albo zawrócą - wcale nie wykluczone, że już
dosłownie metry przed końcem.
Spotkają wreszcie tych, którzy będą na trasie potrzebować pomocy.
Ci
będą najtrudniejszymi mijanymi osobami- tutaj będzie trzeba decydować
czy zwalniamy i pomagamy innym, być może w efekcie ciągnąc ich na szczyt
ze sobą, jako współtowarzyszy i współzwycięzców.
Czy może pozostawiamy ich własnemu losowi?
Albo jakos się ruszą, albo "zginą" załamując się i porzucając wszystko na dobre.
Czy jest jakas dobra odpowiedź na pytanie co z takim delikwentem zrobić?
Chyba nie ma.
Ale
zawsze warto przed ostatecznym podjęciem decyzji oszacować, czy twoja
pomoc pomoże realnie, czy może narazisz się na zbyt duże
niebezpieczeństwo pociągnięcia w dół w ślad za ratowanym?
Tylko czy z
drugiej strony samemu będąc w formie można zostawić wyczerpanego na
stracenie jeśli istnieje szansa wsparcia go i zmobilizowania by poszedł
dalej a nie zamarzał w miejscu?
Góra stoi i stać będzie przez wieki, szczyt ci nie ucieknie.
Wiedzieli
o tym Adam Bielecki, Denis Urubko, Piotr Tomala i Jarosław Botor kiedy
ruszali z misją ratunkową po Mackiewicza i Revol.
Dokonali niema niemożliwego, a K2 poczekało.
Udowodnili swoją wielkość nie zdobywając szczyt, ale wykazując się bohaterską odwagą i poświęceniem.
Mogli nie iść, mogli nie pomagać, mogli nie przejmować się tymi, których góra miała pochłonąć na zawsze.
Jedną z dwóch osób wyciągnęli.
To zawsze jedna ofiara mniej.
A na tym szlaku nie musi być ofiar jeśli każdy mijający innego pozdrowi go i zapyta, czy wszystko dobrze.
Pamiętajcie o tym w swojej drodze na szczyt, gdy mijać będziecie tych którzy się potkną.
Jest na Śląsku w środowisku górniczym taki piękny zwyczaj, będący już niemal tradycją.
Gdy
w kopalni zdarzy się wypadek i rusza ekipa ratownicza, to ratownicy
górniczy mimo, że szacują od razu jak wygląda sytuacja to ruszają z
werwą i nadzieją.
Nie ważne jak tragicznie się zapowiada- jak mówią "zawsze idziemy po żywych".
Nie
ma sytuacji - poza bezpośrednim zagrożeniem życia- aby się ociągali
albo im się nie chciało. Oni wiedzą, że ktoś może ostatnimi siłami
czekać na ich pomoc.
Bywa, że się nie udaje.
Ale bywa też, ze doświadczają cudu i tam gdzie się nie spodziewali sukcesu- odnajdują żywego.
Nigdy póki jest choć iskra nadziei nie zostawiają swoich.
A ja pozostawię Was dzisiaj z tymi przemyśleniami.
I jeszcze jednym na koniec- zwyciężyć można na wiele sposobów.
*************
"Góra Uzdrowienia stoi przez wieczność
Uśmierza choroby i bolączki
Każdy z osobna, kto mierzy się z tym kamieniem
Odnajdzie dozgonne wyzwolenie z chorób
Pozostaw je na Szczycie Uzdrowienia
Gdzie rzeki i potoki
Tańczą ku północy, w dół
Góra ozdrawia, każdego, kto się na nią wdrapie"
(Wardruna- Lyfjaberg) - polecam znaleźć na YT ten teledysk i zobaczyć całość. Jest mistyczna.