Bieda niejedno ma imię…

Inżynieria akwarelowa- miejsce, gdzie znajdziesz wszystkie odpowiedzi na nurtujące cię pytania

back to overview
Bieda niejedno ma imię…


Zapewne oczekujecie tutaj – jak co tydzień – kolejnego tekstu z zakresu materiałów. Być może nawet czekacie na coś z tematu pędzli skoro wiecie że przygotowywałam materiał do PDF-a. No więc PDF jest, a tekstu nie ma.

I z PDF-a pewnie nieprędko (jeśli w ogóle) będzie.

 

Dzisiaj nie będzie ani o pędzlach, ani o farbach, ani o akwareli.

Ale czy na pewno nie…?

 

Dzisiaj będzie o biedzie.

Myślicie, że temat Was nie dotyczy i dziwicie się dlaczego o tym w ogóle wspominam w miejscu które jest tematyczne?

Moi drodzy- ano dlatego, że bieda niejedno ma imię i nierzadko dotyka nawet tych ludzi, którzy pozornie mają wszystko. Jak to możliwe i skąd bieda wśród elit? Zobaczycie.

Przebrnijcie przez te niewygodne, burzące spokój cyferki, a dowiecie się, jakie WY możecie mieć powiązania z biedą i czy czasem ktoś z Was nie doświadcza wręcz ubóstwa. Niekoniecznie finansowego. A jeśli tak- to co może zrobić aby wyjść z tego kręgu.

I mam nadzieję, że chociaż część z Was się tym co przeczyta przerazi i temat przemyśli.

 

Zacznijmy klasycznie – od biedy, a wręcz ubóstwa materialnego.

Jak mówi raport Szlachetnej Paczki za rok 2024- w 2023 roku liczba osób żyjących w skrajnym ubóstwie wzrosła o 47 proc !!!

I jasne, można posądzać Paczkę o manipulowanie danymi, ale sprawa rzeczywiście wygląda tak kiepsko jak to przedstawiają. Z raportu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu (EAPN) wynika, że dwa i pół miliona Polaków żyje w skrajnej biedzie. Dane za 2023 rok pokazują także, że poniżej minimum socjalnego żyje 17 milionów z nas.

Wiele z tych danych jest niedoszacowanych. GUS liczy jedynie gospodarstwa domowe, a poza nawias wypadają osoby przebywające w ośrodkach pomocy, schroniskach, w kryzysie bezdomności.

Skrajne ubóstwo wzrosło w sposób dramatyczny. Tak jak w 2022 r. poniżej minimum egzystencji żyło 1,7 mln osób, tak w 2023 r. już 2,5 mln. Jest to najgorszy wynik od 2015 r. Dotkliwie wzrósł poziom biedy wśród dzieci, seniorów i osób niepełnosprawnych – do tego teraz dochodzą jeszcze powodzianie więc można oczekiwać, że tendencja będzie wyłącznie wzrostowa.

Wartość minimum socjalnego w I kwartale 2024 r. wyniosła: dla osoby samotnie gospodarującej w wieku poniżej 60 lat - 1 773,44 zł zaś dla osoby samotnej w wieku powyżej 60 lat – 1 746,80 zł. Dla rodziny 2 osobowej to 1 499,42 na osobę. A im więcej osób w domu tym minimum spada- aż do 1 415,73 przy rodzinie 5 osobowej. I może nie wyglądało by to aż tak źle, gdyby w tej kwocie nie trzeba było opłacić mieszkania, ogrzewania i całej masy innych opłat administracyjnych.

Życie poniżej minimum socjalnego oznacza, że brakuje pieniędzy np. na to, by mieć dostęp do Internetu w domu, by raz w miesiącu pójść do kina albo z dzieckiem do sali zabaw lub na łyżwy, zapłacić u dentysty za znieczulenie, kupić dzieciom książki itd. Za dużo żeby umrzeć, a za mało aby żyć.

Skoro populacja Polski na rok 2023 wynosiła 36,69 miliona, z 17,3mln żyje w niedostatku to nie chcę Was martwić, ale jest to praktycznie połowa Polaków. I nie ma możliwości, aby w tej grupie nie było tez kogoś z nas.

Jest ciężko, ale jakoś trzeba sobie radzić.

 

Tylko jak mają sobie radzić ludzie w skrajnym ubóstwie?

W raporcie EAPN podkreślono, że skrajne ubóstwo występuje, gdy wydatki gospodarstwa domowego są niższe od minimum egzystencji. W zeszłym roku oszacowano je na 913 zł dla samotnej osoby i 2465 zł dla rodziny czteroosobowej z dwójką dzieci.

I jeśli ktoś myśli, że z pomocą przyjdzie tutaj opieka społeczna więc może odwrócić wzrok- to może się solidnie zdziwić. Zasiłki są dla tych, co potrafią kombinować, znają druczki i kruczki prawne.

Prawdziwa bieda jest cicha i zwykle się nie pokazuje.

Prawdziwa bieda…. wstydzi się swojej biedy! Więc milczy.

 

Myślisz, że praca zapobiega biedzie i jest remedium na wszystkie finansowe bolączki?

No właśnie- NIE JEST!

Już nie jest.

Może pomóc, ale nie zawsze nawet pełen etat gwarantuje w miarę stabilne życie.

Ba! Nie gwarantuje nawet, że nie jesteś pracującym bezdomnym. Skoro na rękę płaca minimalna wynosi 3222zł, a samo wynajęcie mieszkania i opłacenie czynszu (zakładając ze szczęśliwie nie masz własnego) to ok. 2500zł (z tendencją w górę, nie w dół) – to masz żuczku kochany problem. A do tego czynszu jeszcze dochodzi jakże tani prąd, śmieci i koszt dojazdu do owej pracy. Brakło choć nie myślałeś nawet o jedzeniu?

No brakło !

A przecież jesteś uczciwie pracującym obywatelem a nie przysłowiowym „menelem spod monopolowego”.

A co, jeśli nagle musisz rzucić prace i zająć się mężem po wylewie albo terminalnie chorym dzieckiem wymagającym całodobowej opieki – bo nawet gdybyś chciał oddać go do ośrodka to są tylko prywatne wysokopłatne? Każdemu się może zdarzyć. Nawet temu, który wczoraj zarabiał średnią krajową. A mechanizmów pomocy próżno szukać.

 

I tutaj dochodzimy do kolejnego rodzaju biedy – wcale nie finansowej.

Skoro prawie połowa populacji żyje poniżej minimum, to oznacza, że druga ponad połowa ma się znacząco lepiej i już sobie radzi. A czasem nawet ma się całkiem dobrze i niekoniecznie przejmuje się tymi, co nie mają tyle szczęścia.

Najczęstsze argumenty: do roboty lenie ! Albo znaleźć lepszą pracę.

Do momentu, aż taki przyjemniaczek nagle nie zalicza członowego zderzenia z życiem i sam nie ląduje w Biedańsku.  Albo skala potrzeb go nie przerasta- bo co z tego, że oboje z małżonkiem pracują na kierowniczych stanowiskach w korpo, jak lek na SMA dla dzieciaka kosztuje 9 milionów. Rzeczywistość potrafi dać w pysk znienacka. I każdemu po równo.

Ale póki nie da- to hulaj dusza, piekła nie ma!

 

Mnie jest dobrze, to się zasadniczo nie muszę zbytnio przejmować biedą. Kasa na koncie się  odkłada, na wakacje jest, na Black Friday zamówię sobie towaru za kilka stówek albo i więcej. Mam, to kto mi zabroni? Na święta też trzeba na wypasie – ze 2 wózki jedzenia i z prezentami się trzeba pokazać!

A że ten kolega z pracy coś niewyraźnie wygląda i nie je z nami śniadania- to co tam. Jego sprawa. Przecież skoro pracuje to powinien mieć. Po co się zastanawiać, czy na pewno ma i czy nie siedzi głodny.

I czy ta babcia co w deszcz kwiatki sprzedaje to dzisiaj w ogóle coś jadła czy niekoniecznie?

A te rodziny z Paczki to by się do roboty wzięły a nie wyłudzały prezenty od ciężko pracujących ludzi. I w ogóle jakby porządnie pracował całe życie to emeryturę tez by miał wysoką, a nie takie psie grosze że teraz płacze, że żyć nie ma z czego!

 

Ubóstwo emocjonalno-mentalne jest jeszcze straszniejsze od ubóstwa materialnego- bo jest w pełni zawinione. Lepiej nie widzieć, nie słyszeć, nie rozglądać się za szeroko i nie wprowadzać się w dyskomfort.

Żyć w swojej bańce w której jest super: gdzie nie ma upodlonych starych ludzi nie mających łazienki czy dzieci które w dziurawych butach chodzą do szkoły, bo 800+ poszło na mieszkanie i chleb z margaryną. Koleżanka nie zbiera na śmiertelnie chore dziecko, a sąsiad 2 klatki dalej na wózek inwalidzki aby mógł po 10 latach opuścić choć na chwile swoje mieszkanie. I pani Basia której kilka miesięcy temu umarł mąż nie szuka kogokolwiek, z kim choć raz w tygodniu mogłaby zamienić kilka zdań o pogodzie – bo na co dzień ma tylko telewizor który nie odpowiada.

Tymczasem wokół nas jest cała masa ludzi potrzebujących jakiejś pomocy – czy to materialnej, czy mentalnej. Czasem zwykła rozmowa jest jedynym marzeniem osamotnionego człowieka. 

 

Pytanie brzmi- czy widzimy tych ludzi? Czy chcemy ich widzieć? Chcemy poznać ich problemy, potrzeby i świat? Czy wolimy siedzieć sobie wygodnie z dala od tego kłopotu – zakupy robić w sieci aby czasem w galerii nie natknąć się na biedę która przyszła się ogrzać? Czy widzimy w kolejce w markecie babcię, której przy kasie brakło drobnych na bułkę i serek?

A czy widzimy i chcemy widzieć zweryfikowane zbiórki na chorych albo bezdomne zwierzęta?

 

A jeśli już widzimy- to czy próbujemy COKOLWIEK z tym robić, czy też istotniejsze dla nas jest czy uda się sprowadzić z drugiego końca świata kilka tub farb albo kupić modną torebkę?  

I czy aby to sprowadzanie i masowe kupowanie nie ma czasem za zadanie zapełnić nam jakiejś pustki? REALNIE potrzebował_xś danej rzeczy i będziesz jej regularnie używać, czy może był to kaprys chwili? Kupienie czegoś, czego nie ma nikt inny i czym będzie się można pochwalić w swoim światku? Kupujesz do użytku, czy dla prestiżu? Pakujesz pieniądze bo jest szansa, że jakoś się zwrócą czy pakujesz aby być cool i móc górować nad innymi?

A gdyby przyszło ci teraz oddać „dziesięcinę” tego, co w minionej połowie roku wydał_xś na rzeczy wcale do życia nie potrzebne – to  ZABOLAŁOBY? Tysiaczek by wystarczył czy może niekoniecznie?

Pomyśl- czy na pierdoły i same przyjemności dla siebie samego w ciągu pół roku wydajesz tyle, ze 10% tego wynosiłoby więcej niż miesięczne minimum egzystencji dla 1 człowieka z tych 2.5mln mieszkańców Biedańska?

Czy teraz czujesz się z tym naprawdę DOBRZE?

 

I nie chodzi wcale o to, aby odmawiać sobie wszystkiego i umartwiać się na każdym kroku. Człowiek ma prawo sprawić sobie przyjemność jeśli ma możliwość. I sprawić przyjemność bliskim. Od czasu do czasu jest to fajne uczucie i długo pozostaje w pamięci. Warto jednak pomyśleć o skali tego ile niepotrzebnie wydajemy na pierdoły i swoje fanaberie, a ile w tym czasie jesteśmy skłonni oddać tym, którym w życiu powinęła się noga albo mieli pecha urodzić się z 4 łapami zamiast 2 nóg.

NIC? Niewiele? Nie myślał_xś o tym nawet?

Może zatem dotknął Cię syndrom ubóstwa emocjonalnego albo mentalnego? Lub oba jednocześnie?

 

Znieczulica i brak poszanowania wobec słabszych zaczyna szerzyć się niczym influenza.

Nie widzimy ludzi upadających na ulicy, proszących o bułkę pod sklepem, sąsiadów zamkniętych w 4 ścianach i niemo czekających na jakąkolwiek pomoc. Nie widzimy – bądź nie chcemy widzieć- słabszych.

Paradoksalnie całkiem chętnie pakujemy swoją kasę w łapy tych, którzy już na pierwszy rzut oka mają się doskonale. Patoinfluencerzy, internetowi cwaniacy, wielkie koncerny, samozwańczy spece czy cokolwiek, co jest na topie. Nie ważne czy dobre i czy niesie ze sobą wartości- ważne, że modne i znane ! 

A potem jest zdziwienie, ze umarł mały spożywczak, niewielki hand-made czy kanał na YT. I w sumie to teraz by się przydał z powrotem i z panią Gienią się fajnie gadało jak się już zaszło po mleko którego brakło- no ale już nie ma i więcej nie będzie. Docenia się dopiero to, co się traci.

I ludzi, którzy odchodzą lub umierają. Bywa, ze w ciszy, samotności i zimnie.

 

I wielu tym upadkom oraz odejściom można by zapobiec gdyby tylko na czas się zareagowało. Gdyby nie wychodzić od razu z założenia- „Leży na ulicy i się nie rusza? To pijany!” A jeśli wcale nie pijany, tylko cukrzyk w epizodzie hipoglikemii? Od cukrzyków przy niestabilności tez czuć alkohol! A potem umiera czyjaś mama czy dziadek. Bo ubóstwo emocjonalne otoczenia było tak wielkie, że nikt nie podjął żadnych działań.

Jasne, że na 10 leżących osobników co najmniej 8 będzie pod wpływem upojenia- ale nawet oni zasługują na opiekę medyczną i nieetycznym jest zostawiać ich samym sobie- szczególnie na mrozie czy w dużym upale. Pogubili się w życiu, ale to nie czyni z nich śmieci które można przesunąć stopą i iść dalej.

 

Zbiórek też w dużej mierze ludzie nie robią dla fun-u, tylko dlatego, że potrzebują realnej pomocy z czymś, z czym nie mogą poradzić sobie sami. Czasem to walka o zdrowie i życie, a czasem o spełnienie marzenia. Wiadomo, że nie każda z punktu przetrwania jest równie istotna- ale jeśli chcesz pomóc to zawsze trafisz na kogoś, kto akurat jest „godzien” tej pomocy.

 

Lada chwila święta- a płynące informacje o wsparciu dla najsłabszych nie są w tym roku optymistyczne. Są BARDZO ZŁE. Szlachetna paczka nadal nie ma Darczyńców dla wszystkich Rodzin. Coraz mniej jest Zawieszonych Obiadów. Banki Żywności apelują o wpłaty albo przekazywanie produktów spożywczych i higienicznych do koszy (ciekawe – w tym roku żaden sklep nie ma u mnie kosza. A zawsze były…). Zbiórki mnożą się jak grzyby po deszczu, a po wrześniowej powodzi ubyło osób które są skłonne wspomóc innych. Tak, dochody są jakie są, inflacja, drożyzna- ale z drugiej strony nie brakuje też drogich zakupów, drogich wyjazdów i drogich gadżetów. Czyli jak widać – jak się chce, to jednak co nieco się da. Tylko rozdmuchany konsumpcjonizm przeszkadza w zobaczeniu innego człowieka.

 

Mówią, że zawsze swój ciągnie do swego i coś w tym jest. Bieda ciągnie do biedy i zwykle to właśnie ona jest najbardziej solidarna. Nie ci, którzy mają najwięcej. Im brakuje często empatii i poczucia odpowiedzialności za słabszych. Kult jednostki i pogoni za sukcesem zabił w nich ludzkie odruchy i litość oraz zrozumienie. Tylko czy tak powinno to wyglądać?

Zauważcie, że najbiedniejsze dzieciaki trzymają się razem.  I nawet pan menel rzadko pije sam- zwykle siedzą grupowo. Co kto ma- to się podzieli. Dziś masz ty, jutro może będę mieć ja.

Czy za czasów naszych dziadków czy rodziców żyjących w latach przemian polityczno-gospodarczych było do pomyślenia, aby pracującemu w obejściu robotnikowi nie dać obiadu albo choćby kawy nie zrobić ? Nie, wieś wcale nie była bogata i często nie byli bogaci mieszczuchy - ale byli nastawieni bardziej proludzko. Jak przychodził czas na posiłek- to oni byli głodni i robotnik też był głodny. I nikt mu prawa do głodu nie odbierał, nie marudził, ze ma płacone i niech sobie sam radzi. Jadł gospodarz- jadł i robotnik. Nawet ziemniaki z jajkiem czy wodziankę. Jak koledzy wpadali z dzieciakiem to zawsze się pół miski zupy znalazło i nikt kołków na głowie nie ciosał. Dzieciaki przekazywały sobie książki do szkoły i ta przepaść materialna w wielu przypadkach nie dzieliła aż tak bardzo jak teraz. Nie rządziła metka i model telefonu. Było biedniej – ale solidarnie.

A jak przyszedł dobrobyt to cos się z ludźmi stało i nie była to wcale dobra przemiana. Zaczęło się napychanie własnych brzuchów, moda na gadżety, firmowe ciuchy i szpan. Pokolenie dorosłych zachłysnęło się towarem i dało wzorce młodym. A czym skorupka za młodu nasiąknie…

Teraz jest zdziwienie, że jest hejt i moda na patoinfluencerów. Że nie ma już podwórkowej solidarności, a pozycję w grupie wyznacza status materialny i negatywnie pojmowana przebojowość. To nie przyszło znikąd. To rodzice i otoczenie sprowadzili na młodych to piekło.

 

I tylko oni tak naprawdę mogą próbować owe piekło ugasić.

Jest późno i nie będzie prosto- ale nie jest jeszcze za późno. Może zamiast wycieczki na Bali aby dobrze wyglądała na selfie- wycieczka na planty pomoc w wydawaniu zupy bezdomnym? Może rodzinna „skrzynka dobra” – niech każdy z nas odmówi sobie raz  dziennie/na 2 dni/ w tygodniu jakiejś przyjemności czy niepotrzebnego zakupu, równowartość wrzuci do puszki, a potem (za miesiąc, dwa, pól roku) razem zdecydujemy komu przekażemy zebraną kwotę? Schronisko dla zwierząt? Dziecko z neuroblastomą? Tablet dla biednego kolegi?

 

Mówią, że bierność powoduje biedę, a bieda jest dziedziczna.

Słowem, które kruszy podwaliny biedy i może sprawić, że druga osoba z niej wyjdzie- jest SOLIDARNOŚĆ.

Jeśli boisz się, że różne organizacje roztrwonią twoje pieniądze które im przekażesz i nie trafią one do potrzebujących – znajdź sobie swojego własnego człowieka do wsparcia!  W kraju jest ich w sumie ponad połowa -17mln w niedostatku i 2.5mln w skrajnej biedzie. Jak zechcesz znaleźć – to znajdziesz bo to co druga osoba w państwie Polskim. A jeśli zdaje Ci się, że wokół Ciebie nie ma takich ludzi- to wyjdź ze swojego strzeżonego osiedla i rozejrzyj się po centrum. Wsiądź w komunikację miejską. Odwiedź markety jak starsze osoby robią zakupy. A potem zdecyduj, czy z tym co masz na co dzień: z dobrymi dochodami, średnimi dochodami, lekkim niedostatkiem- jesteś w stanie okazać SOLIDARNOŚĆ z tymi którzy mają jeszcze gorzej i dla których ta kupiona bułka i serek mogą być pierwszym posiłkiem od 3 dni.  Czy naprawdę kolejna torebka, flakon perfum czy pędzel przybliża Cię do szczęścia.

Bo w magii świąt i dobrego samopoczucia ogółem- wcale nie chodzi o to, aby czekać na prezent od Mikołaja. Sensem jest samemu nim zostać- dać cos od siebie komuś, kto nie spodziewał się już niczego dobrego. Samotną sąsiadkę przy swoim wigilijnym stole zapamiętasz na wiele lat- prezentu od wujka Mietka niekoniecznie.

Dopóki jako społeczeństwo nie nauczymy się, że dawanie znaczy więcej niż branie i odpowiedzialność za słabych leży na barkach całego społeczeństwa i odwracanie wzroku nie sprawi że oni znikną- to sytuacja nigdy się nie poprawi i będzie tylko gorzej. Kolejne pokolenia będą widzieć coraz mniej i coraz bardziej cierpieć psychicznie- bo żaden elektroniczny sprzęt nie zastąpi prawdziwego drugiego człowieka.

Wrażliwość, chęć niesienia pomocy, zaangażowanie i gen społecznika wynosi się z domu. Tak samo jak biedę. Jeśli to co z domu wynieśliśmy nie jest jednak tym czego pragniemy- to trzeba podjąć pracę aby w miarę sił i możliwości poprawić swoją sytuację. Samemu… lub z pomocą innych ludzi.

 

Ale czy mogąc kolejnym pokoleniom dać kapitał na przyszłość- chcemy na start obdarzać ich biedą? Szczególnie mentalną i emocjonalną? Bieda nie hartuje. Bieda niszczy.

 

Pomyślcie o tym patrząc rano w lustro i zadajcie sobie pytanie: Czy ja aby nie żyję w ubóstwie- a jeśli tak- to którędy droga do wyzwolenia??

 

Jak najmniej biedy w życiu Wam życzę. I jak najwięcej solidarności.

 

********************************************************

Materiał przygotowany został w część statystycznej na podstawie:

https://www.szlachetnapaczka.pl/raport-o-biedzie/

https://www.pap.pl/aktualnosci/wielkie-ubostwo-tak-zle-w-polsce-nie-bylo-od-niemal-dekady

https://www.eapn.org.pl/

https://tvn24.pl/biznes/z-kraju/raport-o-ubostwie-zmotywowal-rzad-ma-podjac-dzialania-ktore-pozwola-odmienic-tendencje-st8143392